poniedziałek, 26 listopada 2012

Filmowa jesień


Kilka interesujących tytułów pojawiło się tej jesieni w polskich kinach. Chciałbym zacząć od filmu „Ciężar”, który został zaprezentowany na Festiwalu Filmów Koreańskich we Wrocławiu. Jest to bardzo smutna opowieść o garbatym pracowniku zakładu pogrzebowego. Dostrzegając wokół beznadziejność Jung (główny bohater) ucieka w świat swoich malarskich wizji i fantazji gdzie stopniowo traci poczucie realności. Czy to poczucie realności w świecie nastawionym na spełnianie egoistycznych zachcianek, szybkiego zaspakajania namiętności jest satysfakcjonujące dla wszystkich - w szczególności osób skazanych egzystować na marginesie społeczeństwa? Należy tu wspomnieć, że Jung ma również brata, który nie może pogodzić się ze swoją seksualnością.. Reżyser filmu - Jeon Kyu-hwan w wyjątkowo pesymistyczny i drastyczny sposób udziela odpowiedzi, prowadząc historię do dramatycznego zakończenia. Nie sposób jednak nie zgodzić się z niektórymi stwierdzeniami padającymi z ust bohaterów, pomimo, że bywają wyjątkowo niewygodne i bolesne. Całość tworzą piękne zdjęcia i kilka wyjątkowych scen, które na długo zapadają w pamięci.

                                                        "Ciężar" Reż: Jeon Kyu-hwan , Korea Południowa 2012 r.
Z mrocznego świata Korei Południowej przenosimy się na mroczną prowincję Belgii, a dokładniej na flamandzką fermę bydła, na której główny bohater filmu „Głowa byka” Jacky Vanmarsenille prowadzi nielegalny handel środkami dopingującymi. Reżyser Michael S. Roskam nominowanego do Oskara filmu w umiejętny sposób łączy ze sobą sensacyjną fabułę z przejmującym obrazem tragicznego losu Jacka, na którym ciąży trauma z dzieciństwa. Muskulatura i powierzchowna brutalność to jedynie przykrywki do jego zagubionego wnętrza poszukującego miłości i zrozumienia. Film do dnia dzisiejszego zobaczyć można na kanale alekino+, do czego zachęcam.

                                                                                   "Głowa byka" Reż. Michael R. Roskam, Belgia 2011 r.

Następną ciekawą propozycją tej jesieni był wyśmienity film szwedzkiego reżysera Rubena Östlunda „Gra”. Ten bardzo mocno zaangażowany thriller z elementami dramatu społecznego, porusza tematy nierówności społecznych i rasowych, ale robi to w sposób bardzo dwuznaczny, nie opowiadając się po żadnej stronie. W inteligentny sposób podważa mit „doskonałej organizacji społecznej” i podejmuje dyskusje z tzw. poprawnością polityczną. Trzej chłopcy spacerujący po galerii handlowej stają się ofiarami grupy innych czarnoskórych chłopców prowokujących ich do wyjaśnienia sprawy rzekomej kradzieży telefonu.
Pozwalają się wciągnąć w grę, która prowadzi do dręczenia psychicznego, a kolejne odsłony poniżania kontrastują w filmie Östlunda z wątkiem kołyski w przejściu wagonu kolejowego. Początkowo nie powiązane ze sobą historie, z biegiem czasu otwierają nowe pola interpretacji, żeby ostatecznie znaleźć wspólny mianownik, jakim jest wielowątkowa metafora współczesnego modelu społeczeństwa. Jak dla mnie jest to jeden z lepszych filmów jakie miałem okazje ostatnio zobaczyć. 

Na trzeciej edycji American Film Festival nie miałem szczęścia do powalających tytułów, ale wśród nich znalazł się film zaspokajający moje oczekiwania. „Postrzeganie obiektów ruchomych” Westona Curie to film eksperymentalny prezentowany w sekcji On the Edge. Ciężko w tym przypadku opisać treść fabuły, bo to, jak została pokazana wymyka się wszystkim klasycznym odczytom. Reżyser w niekonwencjonalny i ciekawy sposób połączył ze sobą cztery historie, które otwierają szerokie pola interpretacji. Zaangażowanie widza i swobodne łączenie wątków staje się istotą w tworzeniu sensów i znaczeń. Nie jest to jednak film dla szerokiej publiczności, o czym można było się przekonać podczas projekcji. Większość widzów zmęczonych galopem luźno połączonych obrazów postanowiło zrezygnować z tej emocjonalnej i wizualnej łamigłówki. Dla mnie było to doświadczenie porównywane do filmowego śnienia - uwolnione od racjonalnego myślenia, tajemnicze i  hipnotyczne.

                                                    "Postrzeganie obiektów ruchomych" Reż. Weston Currie, USA 2012 r.

Po długich oczekiwaniach nadszedł moment i gotowość do zmierzenia się z ostatnim obrazem Béla Tarr - „Koń turyński”, który jak przyznał na festiwalu w Berlinie jest zwięczeniem filmowej kariery. Od samego początku widz wprowadzony zostaje w surowy świat oddalonej od cywilizacji zagrody, w której prowadzą swoje uporządkowane życie ojciec z córką. Natura dyktuje tutaj rytm dnia, a ściśle określony porządek obowiązków zbliżonych do rytuału (jak chodzenie po wodę, zaprzęganie konia, jedzenie i praca) staje się gwarancją przetrwania. W tym ascetycznym porządku zaczyna rodzić się irracjonalny niepokój, gdy wiatr nie ustaje za oknem, a domownicy przestają słyszeć korniki w drewnie... Te na pozór błahe i nic nie znaczące sygnały z czasem nabierają większego znaczenia, stając się zapowiedzią nadchodzącego końca. Reżyser nie usiłuje tłumaczyć czym jest spowodowany ten powolny rozpad, co czyni film bardziej tajemniczym. Jak zauważa Anna Tatarska: „Skrajna lakoniczność języka filmowego, niechęć do słów, zwyczajowe ograniczenie fabuły i redukcja świata przedstawionego rodzą atawistyczną potrzebę dopowiedzenia, dookreślenia – to, co nienazwane, wymykające się etykietkom, kanonom i definicjom często staje się źródłem wewnętrznego niepokoju. Kusi więc podróż do krainy misternie wyrzeźbionych metaforycznych interpretacji i poszukiwania ukrytej w filmie złożonej symboliki.”* Warto więc dać się ponieść temu obrazowi, a przede wszystkim poczuć niepowtarzalną atmosferę, którą udało się stworzyć reżyserowi „Konia turyńskiego”.

                                                "Koń turyński" Reż. Béla Tarr, Francja, Niemcy, Szwajcaria, Węgry 2011 r.


[* KOŃ TURYŃSKI , Anna Tatarska, Koń turyński, „Kino" 2012, nr 3, s. 68 ]
autor: Mariusz T.

czwartek, 6 września 2012

"2007:Macbeth" Reż. Grzegorz Jarzyna / DVD /

Jakiś czas temu swoją premierę miało wydanie na DVD nakładem Narodowego Instytutu Audiowizualnego przedstawienie Grzegorza Jarzyny "2007:Macbeth". To już trzeci zarejestrowany spektkal z cyklu "Polski Szekspir Współczesny". Do tej pory Instytut zarejestrował przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego "Burza" i Jana Klaty "H". "2007:Macbeth" miał swoją premierę w TR Warszawa w maju 2005 roku. Jarzyna sięgając po jeden z najsłynniejszych tekstów Szekspira stworzył widowisko z pogranicza teatru i filmu, do którego teraz możemy wrócić w kazdej chwili. I tym lepiej, bo jest to jedno z ważniejszych przedstawień współczesnego teatru polskiego.




"Krew w Makbecie nie jest przenośnią, jest materialna i fizyczna, wypływa z ciał pomordowanych. Osiada na rękach i twarzach, na sztyletach i mieczach. Ale krew nie da się zmyć, ani z rąk, ani z twarzy, ani ze sztyletów. Makbet zaczyna się i kończy rzezią. Krwi jest coraz więcej. Wszyscy w niej brodzą. Zalewa scenę. Bez obrazu świata zalenago krwią teatralna inscenizacja Makbeta zawsze będzie fałszywa" Jan Kott



"2007: Macbeth" na podstawie  "Makbeta",Williama Szekspira, / tłumaczenie Stanisław Barańczak..
TR Warszawie- scenariusz i reżyseria: Grzegorz Jarzyna; scenografia: Joanna Kaczyńska; muzyka: Jacek Grudzień, Abel Korzeniowski, Piotr Domiński; zdjęcia: Jacqueline Sobiszewski; kostiumy: Stephanie Nelson, Agnieszka Zawadzka; występują: Cezary Kosiński, Aleksandra Konieczna, Danuta Stenka, Tomasz Tyndyk, Waldemar Kownacki, Piotr Głowacki, Michał Żurwaski, Jacek Poniedziałek, Eryk Lubos, Jan Dravnel, Christian Emany, Agnieszka Podsiadlik , produkcja - TR Warszawa, Narodowy Instytut Audiowizualny, TVP Kultura. Spektakl zarejestrowany w lipcy 2006 roku.   

wtorek, 4 września 2012

Helios Nowe Horyzonty [surrealistyczna] FOTOrelacja







autor: Mariusz T

Portret o zmierzchu [Portret v sumerkakh] Reż. Angelina Nikonova


Zacznę od tego, że już dawno nie widziałem tak dobrego rosyjskiego kina! „Portret o zmierzchu” to film, który na długo zapisze się w pamięci, a skumulowane w nim emocje nie pozostaną bez wpływu na jego intensywność odbioru. To zasługa dobrze skonstruowanej fabuły, która zaskakuje co trochę innymi zwrotami akcji. 



Główna bohaterka filmu- Marina zostaje zgwałcona przez milicjantów. To zdarzenie zmienia jej dotychczasowy (zdaje się) mocno ugruntowany punkt widzenia. Traumatyczne doświadczenie dokonuje w jej osobie przewartościowania całego swojego życia, w którym jak możemy zauważyć niczego jej do tej pory nie brakowało. Ale, czy przez przypadek, to co miała do tej pory nie było jedynie bezpieczną otoczką niby-szczęscia? Zbiorem pustych i mało znaczących konwenansów i odgórnie zaprojektowanych reguł mających imitować to szczęście? Czy kochający ją bezwzględnie mąż z dobrą posadą i zachowawczym sposobem bycia jest dla niej źródłem minimalnej choćby radości? Zdaje się, że takie pytania postawiła sobie Marina, a odpowiedzią na nie – w świecie , gdzie nic nie funkcjonuje poprawnie; w świecie gdzie dominują przewidywalne prawidła, gry interesów, brutalne siły bezprawia, obojętność i błędne sposoby wychowania – jest metoda polegająca na szaleństwie. Głównej bohaterce w dniu swoich urodzin wystarczyło kilka kieliszków alkoholu, żeby rozburzyć „projekt szczęścia” i wprowadzić w konsternację zaproszonych gości, którym wyrzucane są jak z karabinu maszynowego ostre i bezwzględne uwagi. Ten dokonujący się podczas przyjęcia symboliczny akt przemocy ma na celu uświadomienie wszystkim zgromadzonym ich obłudy, ale przede wszystkim jest zaczątkiem rodzącego się w Marinie szalonego pierwiastka zmian. Kolejne zdarzenia będą co najmniej zaskakujące…  W tym miejscu muszę odwołać się do recenzji Pawła Mossakowskiego, który zaniża ocenę filmu argumentem mało wiarygodnej psychologii, a co za tym idzie irracjonalnej motywacji kierującej główną bohaterką. No cóż, wydaje mi się, że jest to uwaga na płaszczyźnie wyborów, jakimi każdy z nas mógłby się kierować, a wyobrażenie sobie tak przewrotnego (ale możliwego!) scenariusza jest poza polem widzenia Pana Mossakowskiego. Kierunki naszych oczekiwań co do filmów bywają równe i jest to kwestia gustu, ale bywa też bardzo „przyjemnie” i twórczo gdy motywacje postaci filmowych nie koniecznie odpowiadają naszym oczekiwaniom i wyobrażeniom, a nawet je podważają. Myślę, że zaskoczenie którego doświadczył Mossakowski jest paradoksalnie ogromną siłą tego filmu, a to czy akceptujemy takie sposoby rozwiązań to już kwestia wspomnianego gustu. Czy każda wykreowana w filmie postać powinna zachowywać się racjonalnie i zdroworozsądkowo? Poprowadzenie fabuły w kierunku bardziej radykalnym i odbiegającym od psychologicznego prawdopodobieństwa w moim odczuciu jest wartością tego obrazu. Ponadto należy zwrócić uwagę na piękne zdjęcia i świetną rolę Olgi Dichowicznajewny, nie zapominając o ciekawej metaforze samego tytułu – ale tą przyjemność pozostawię tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zobaczyć filmu.



Recenzja Pawła Massakowskiego:

Portret o zmierzchu - Reż. Angelina Nikonova, Rosja 2011
autor: Mariusz T

niedziela, 5 sierpnia 2012

T-Mobile Nowe Horyzonty, Wrocław 2012 [2]

Wśród tegorocznych retrospektyw nie można pominąć tajemniczego i mistycznego meksykanina Carlosa Reygadasa. Długo stawiałem opór przed jego twórczością, ponieważ nie mogłem odnaleźć odpowiedzi na pytania, których być może  nie było lub były skonstruowane w zupełnie inny sposób niż sugerowały mi to obrazy. Bez wątpienia jest to kino noszące w sobie pewną "zagadkowość". Chciałbym się tu skoncentrować na jego dwóch wyjątkowych dziełach. Pierwszym z nich jest film "Ciche światło" - elektryzujący pięknym obrazem i wirtuozerią świata przedstawionego. Akcja filmu rozgrywa się podczas jednego dnia, w którym poznajemy cichy i wzruszający dramat rodziny mennonitów. Ów dramat koncentruje się na wewnętrznej wojnie, jaką prowadzi ze sobą przykładny mąż i ojciec imieniem Johan, w momencie uświadomienia sobie, że zakochał się w innej kobiecie. Sposób, w jaki Reygadas kończy tą historie długo pozostawia widza w osłupieniu. Film rozpoczyna się dłuższym ujęciem wschodu słońca gdzie widzimy jak rodzi się nowy dzień, natura budzi się do życia i zamyka się zachodem słońca, gdzie wszystko na powrót zasypia i kończy się tylko po to, żeby mogło się na nowo rozpocząć. Ten zamknięty cykl sugeruje pewną harmonię świata, która dopuszczona zostaje również w finiszu dramatu. "Ciche światło" to doznanie niemalże mistyczne. 

                                                                                                                                Post tenebras lux
Jego najnowszy film "Post tenebras lux" to dzieło bardziej nowatorskie pod względem formalnym. Nie sposób też opowiedzieć o czym jest, ponieważ to zbiór pozytywnych i negatywnych emocji jakie towarzyszą każdemu człowiekowi. Sam reżyser sugeruje taką drogę interpretacji, przyznając się, że "tworzy filmy instynktownie", a kompatybilność emocji widza z obrazami jest kluczem do jego "zmysłowego zrozumienia". Mnie oczarował. 

Smaczki festiwalu

A teraz coś z innego świata. Określany mianem technowesternu film włoskiego reżysera Davide Manuliego "Legenda Kaspara Hausera" to zadziwiające połączenie futurystycznej wariacji na temat legendy młodego chłopca znalezionego w 1828 roku w Norymberdze i awangardowego filmu z pulsującą muzyką elektroniczną. Androgeniczny Kasper Hauser pojawia się nad brzegiem morza "Y" ze słuchawkami na uszach i pragnie, podobnie jak jego przyszywany ojciec zostać klubowym didżejem. Tak, w jednym zdaniu można opisać fabułę całego filmu, który pęcznieje od przerysowanych postaci i zrealizowany jest w minimalistycznym krajobrazie nasuwającym skojarzenia ze światem po katastrofie. A do tego świetna elektroniczna muzyka DJ-a Vitalica wbija w fotel. Jak dla mnie świetne! 

                                                                                                                   Legenda Kaspara Hausera
W diametralnie innej konwencji zrealizowany został najnowszy film Abbasa Kiarostamiego "Like Someone in Love". To moja pierwsza przygoda z tym twórcą, ale od razu przypieczętowana spora sympatią. W powolnych i długich ujęciach, zabarwionych momentami specyficznym poczuciem humoru i dialogach, poznajemy młodą dziewczynę i starszego mężczyznę, którzy spotkali się w domu w wiadomym celu. Początkowo wszystko wydaje się przewidywalne, do momentu, kiedy nie pojawi się były chłopak dziewczyny, który nie może wymazać jej ze swojego serca i jest przy tym bardzo zdeterminowany. Zabawne , mądre kino dialogu i przypadkowych gagów. Z pewnością nadrobię zaległości z Kiarostamim.

Nowe Horyzonty all the time!


Wiadomość o tym, że Roman Gutek planuje przejąć Kino Helios przy ul. Kaziemierza Wielkiego we Wrocławiu i stworzyć tam największe w Polsce kino studyjne zelektryzowała miłośników kina. Informacja ta została oficjalnie potwierdzona podczas tegorocznego festiwalu i od pierwszego dnia września to, co było jeszcze do tej pory niemożliwe zaczyna swoje życie. Proszę sobie tylko wyobrazić, co to będzie za miejsce! Z bogatą ofertą kina niezależnego, filmami i przeglądami ze wszystkich stron świata i najciekawszymi perełkami prosto z największych festiwali filmowych. Raj w Heliosie! Uczta dla zmysłów i niekończąca się przygoda z kinem! Wspomnieć tu należy, że jest to projekt bardzo ambitny i wymagający ogromnego serca, ale i przedsiębiorczości. Roman Gutek przez wiele lat wyrobił sobie solidną i pewną markę, zdobył doświadczenie oraz zaprosił do współpracy ludzi, na których może polegać. Jego wkład w polską kulturę filmową jest ogromny i nie wymaga to dodatkowych komentarzy. Przez wiele lat wypełniał lukę kinem wymagającym, trudnym w odbiorze, ale jednocześnie mądrym i poruszjącym. Przywócił wiarę, że kino nie musi ograniczać się do wielkich produkcji amerykańskich oraz "łatwych i przyjemnych" komedii produkowanych z jednego odlewu. Wyłącznie dzięki miłości do kina i sporej determinacji można było osiagnąć coś tak spektakularnego.T-Mobile Nowe Horyzonty są  obecnie jednym z największych i najbardziej rozpoznawalnych festiwali filmowych w Polsce. Od teraz festiwal trwać będzie przez cały rok i niech nowy projekt okaże się wielkim Sukcesem! Życzę mu tego z całego serca. 

autor:Mariusz T

sobota, 4 sierpnia 2012

T-Mobile Nowe Horyzonty 12, Wrocław 2012



Bez wątpienia T-Mobile Nowe Horyzonty to jeden z ciekawszych festiwali w Polsce. To święto kina w najszerszym wymiarze i z niepowtarzalną atmosferą. Wiele już napisano przychylnych opinii pod jego adresem i raczej nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ twórcy tego festiwalu dbają o to, żeby z każdą następną edycją jego formuła była ciekawsza i aby każdy znalazł tu coś dla siebie. I tak w rzeczy samej jest. Tegoroczna edycja upłynęła pod kątem dwóch wielkich i bardzo interesujących retrospektyw – Ulricha Seidla i Duŝana Makavajeva. Przenikliwość obserwacji i bezkompromisowość w kreowaniu świata przedstawionego charakteryzujące filmy Seidla powodować mogą u widza niesmak i zakłopotanie. Ale w tej brutalności zawarta jest diagnoza społeczeństwa z jego wszystkimi lękami, frustracjami i obsesjami. Staje się dla nas niewygodna ponieważ jest do bólu szczera i wymierzona  w najbardziej newralgiczne miejsca. Kino Ulricha Seidla charakteryzuje się powolnym rytmem a dokumentalna maniera uzasadniona jest jego poprzednimi projektami, które można było zobaczyć we Wrocławiu. Dla mnie osobiście kwintesencją fabularnego stylu są „Upały” z 2001 r. oraz najnowszy film „Raj:Miłość” otwierający trylogię w której skład wejdą jeszcze podtytuły: Wiara i Nadzieja.

                                                                                                                 Raj:Miłość
Najnowsze dokonanie Austriaka to dzieło fantastyczne pod każdym względem. Od samego początku pochłaniające widza swoją historią i jak zwykle świetnie zmontowanymi kadrami. Osią fabuły jest wyjazd pięćdziesięcioletniej Teresy do Keni gdzie protagonistka zaczyna poszukiwania „miłości” wśród „oferujących się” przy nadmorskim kurorcie tubylców. Seidl nie ucieka przed dosłownością w pokazywaniu ludzkiego ciała, co sprawia, że jego bohaterowie stają bardziej autentyczni. Ze względu na swoją fizjonomię lub starość są to zazwyczaj ciała niepożądane i w pewien sposób wstydliwe, ale reżyser nie boi się intensywności ich brzydoty w swoich filmach, czyniąc z niej znaczący rys dramaturgiczny. Cenie u reżyserów przemyślany i unikatowy styl - taki właśnie posiada Ulrich Seidl.

                                                                                                           Sweet movie
Drugim wielkim okryciem okazał się Duŝan Makavajev, twórca jak się okazało bezkompromisowego poczucia humoru. Jego przewrotność i zmiany nastroju w filmach po dzień dzisiejszy budzą wiele kontrowersji, chociażby w filmie „Sweet Movie”, w którym obserwujemy dwie główne bohaterki umieszczone w zupełnie różnych od siebie porządkach społeczno-politycznych. Jedną z nich jest Miss Kanada, grana przez Carlo Laure, która staje się „ofiarą” rozpasanego i butnego miliardera ze złotym penisem, noszącego się z zamiarem przebudowy Wodospadu Niagara. Makavajev umieszcza ją w bezdusznym i perwersyjnym kapitalizmie. Drugą z postaci jest Anna Planeta, zagrana przez Annę Prucnal, wyuzdaną seksualnie i uwodzącą socjalistkę, która na końcu zabija swojego mężczyznę. Budowa tego filmu, w którym wątki fabularne przeplatają się z archiwalnymi materiałami ekshumacji zwłok w Katyniu nawet dziś powodują konsternację i zaskoczenie. Zresztą w filmie, nie tylko te fragmenty budzą kontrowersje, a myślę tu o scenie karmienia i uwodzenia dzieci przez seksualnie pobudzoną Annę Planetę oraz obraz obscenicznego spożywania posiłku. Takie jest właśnie kino Makavajeva i dlatego reżyser po nakręceniu tego filmu musiał opuścić byłą Jugosławię i wyemigrować na Zachód. Jak dla mnie to była prawdziwa przygoda z kinem.

Rozczarowania

Nie zabrakło na festiwalu również najświeższych produkcji, które dotarły do Nas z różnych zakątków świata. Najciekawsze tytuły pojawiły się w sekcji Panorama i filmy konkursowe. Pojawiły się wśród nich również obrazy mniej udane. Takie wrażenie odniosłem oglądając filmu konkursowe, które w tym roku były bardzo słabe. Z niedowierzaniem przyjąłem wiadomość, że konkurs wygrał film „Od czwartku do niedzieli”. Cóż, każdy poszukuje czegoś innego w kinie. Opowieść o „rozpadzie” rodziny najwidoczniej była dla mnie tak „subtelna”, że jej nie uchwyciłem, a w głowie pozostało tylko kilka zgrabnie skonstruowanych scen.

                                                                                                                                              Mekong Hotel
Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się najnowszy film Apichatponga Weerasethakula „Mekong Hotel”, na który czekałem z wielką niecierpliwością. Każde jego poprzednie dzieło porywało mnie w inny świat i pozostawiało po sobie niezapomniane wrażenia, a na samą myśl o tych filmach dostaje gęsiej skórki. Tym razem czegoś zabrakło. Pozostał spory niedosyt. Rozumiem, że Apichatpong zapragnął stworzyć minimalny i krótki esej filmowy, ale właśnie te cechy zaważyły nad tym, że „Mekong Hotel” okazał się zgrabnie zrobionym filmem z nie dającym się zdefiniować słowami brakiem. Ogromna szkoda!Ale tu, przy okazji niespodzianka dla fanów tego reżysera, bo na 13 edycję zapowiedziana  jest retrospektywa jego całej twórczości. Już zacieram ręce! Ostatnim wielkim rozczarowaniem był najnowszy film młodego Kanadyjczyka - Xaviera Dolana. Po świetnym rozpoczęciu nagle zaczął gubić rytm i w ostateczności okazał się bardzo średnim melodramatem z fajerwerkami.

Zachwyty

Nie zabrakło jednak wielkich tytułów i poruszających obrazów. Było ich wiele, ale ja skoncentruję się na tych, które w wyjątkowy sposób zapadły mi w pamięć. Jako pierwszy film chciałbym przywołać dzieło niedocenione przez nowohoryzontową publiczność a mianowicie „Rzeczy niczyje” młodego, bo zaledwie 27-letniego koreańskiego twórcy Kim Kyung-mooka. Akcja tego filmu, dziejąca się we współczesnym Seulu,  składa się  na pozór z nie powiązanych ze sobą dwóch części. W pierwszej poznajemy Jun – nielegalną imigrantkę z Korei Północnej i jej kolegę z pracy, który próbuje pomóc jej uporać się z narzucającym się pracodawcą. W drugiej części filmu śledzimy losy młodego Hyeona, kochanka bogatego i żonatego biznesmana. Zdeterminowana Jun zrobi wszystko, żeby pozostać w Seulu, kosztem utraty swojej godności, natomiast Hyeon zachłyśnięty „łatwym dobrobytem” i przesiadujący całymi dniami w luksusowym apartamencie staje się uprzedmiotowionym więźniem swojego kochanka, który może sobie pozwolić na wszystko. Niewygodne i przymusowe sytuacje życiowe obojga bohaterów stają się główną osią dramatu. Film Kim Kyung-mooka rezygnuje z linearnego i prostego opowiadania, na rzecz statycznych i nasączonych spora dawką emocji obrazów. Kim Kyung-mook łączy kino zaangażowane społecznie z kinem kontemplacyjnym w sposób wyjątkowy i poruszający. Sama konstrukcja filmu może nasuwać wiele interpretacji i rozwiązań, ale nie jest najważniejsze - to kino emocji i obrazów. Wrocławska publiczność nie była jednak do końca przekonana i gotowa na taki obraz. Podczas mocnych scen zbliżeń erotycznych nie wytrzymywały nerwy i ludzie hurtem opuszczali projekcję, co zresztą odbiło się również na wynikach. Wielka szkoda, bo to bardzo dobre kino. Mam cichą nadzieję, że film ten wejdzie jednak do boxu i będzie można jeszcze do niego powrócić.

                                                                                                                                             Rzeczy niczyje
Kolejnym wielkim tytułem okazała się „Miłość” Michaela Hanekego. Opowieść o umieraniu i oswajaniu się ze śmiercią w wykonaniu wybitnego niemieckiego reżysera filmowego i teatralnego to rzecz absolutnie piękna i poruszająca. Reżyser konstruuje historię bez zbędnego patosu.  Mówi o rzeczach ostatecznych w sposób mądry i poruszający. Anne po wylewie zaczyna tracić kondycję, jej stan pogarsza się z każdym dniem, aż do momentu, kiedy zostaje przywiązana do łóżka. Jej mąż z oddaniem i z cierpliwością zaczyna się nią opiekować, do pewnego momentu. Scena snu z wodą na korytarzu do teraz powoduje na mnie gęsią skórkę.

                                                                                                                                                 Holy Motors
Kolejnym ciekawym obrazem okazał się „Holy Motors” Leosa Caraksa. Szalony i surrealistyczny film o tajemniczym mężczyźnie, który w jedną noc wciela się w różne (czasami dziwaczne) role, a następnie odgrywa je na ulicach Paryża. Nie potrzebujemy znać powodów, dlaczego tak robi, po prostu pędzimy wraz z głównym bohaterem białą limuzyną na kolejne zlecenie. W tym całym szaleństwie Caraks przemyca istotne pytania o istotę tego co jest „prawdziwe” a co pozostaje tylko mglistym i ulotnym kamuflażem, przekracza granice umowności  w kinie. Rzecz godna polecenia i niezwykle pasjonująca.                
autor:Mariusz T
                                                                                                                                                          cdn

12 MFF T-Mobile Nowe Horyzonty 19-29.07.2012 Wrocław

wtorek, 5 czerwca 2012

Alfred Hitchcock

W filmach Hitchcocka wszystko dopracowane jest do perfekcji od pięknych kadrów po świetną obsadę aktorską. Nie bez powodu krytycy i recenzencji przywoływali frazę, że Hitchcock "stworzył kobietę", ponieważ każda kobieca rola w jego filmach zasługuje na wyróżnienie. Typ chłodnej blondynki do dziś przyciąga oko, w szczególności że były nimi Ingrid Bergman, Grace Kelly, Kin Novak, Vela Miles, czy wreszcie Tippi Hedner. Wszystkie  pozostawiły w jego filmach niezapomniane kreacje.

Czychające w ciemnych korytarzach i w przestworzach niebezpieczeństwa osaczają bohaterów Hitchcocka i budują nerwową atmosferę, która udziela się widzom. Hitchcock wnika w psychikę swoich postaci i tworzy na ekranie ich skomplikowane relacje z otoczeniem, a towarzyszące obrazom napięcie nie straciło nic na swojej atrakcyjności, pomimo, że kino od tamtego czasu wielokrotnie uległo technicznym, estetycznym i gatunkowym transformacjom.
Dowodem na mistrzostwo reżysera jest swobodne poruszanie się w obrębie kina klasycznego a jednocześnie podkreślenie rozpoznawalnego autorskiego stylu.

Kobiety u Hitchcocka stają się fantazamtycznymi obiektami ( seksulanego ) pożądania. Podążając dalszym tropem psychoanalitycznej analizy zauważyć można, że ich obecność funkcjonuje w polu "męskiego/władczego" spojrzenia. W filmowych obrazach Hitchcocka, kobieta zostaje zatrzymana w teatralnej pozie, żeby po chwili zmienić się w przesadny ruch narzuconego odgórnie scenariusza, w którym odgrywa swoją "kobiecość". Jej ciało, przedmioty, którymi się otacza,  sposób mówienia i poruszania się zaczyna przypominać rolę fetyszu - skupiającego na sobie uwagę/spojrzenie i pobudzającego najbardziej zmysłowe wyobrażenia.

Nowatorstwo filmów Hotchcocka polega na tym, że reżyser zniekształca klasyczne klisze fabularne, czego najlepszym przykładem jest słynna scena morderstwa pod prysznicem w Psychozie. Hitchcock, ku zaskoczeniu widza i wbrew klasycznej narracji uśmierca główną bohaterkę w połowie filmu. Marion uciekając przed konsekwencjami jakie mogłyby ją spotkać po kracieży pieniędzy zatrzymuje się w przydrożnym motelu gdzie zostaje zamordowana. To zaskakujące zdarzenie rozpoczyna drugą część filmu, w której prywatny detektyw i siostra zaginionej Marion rozpoczynają śledztwo odkrywając mroczną tajemnicę właściciela motelu.  Ciekawą analizę Psychozy przeprowadziła znana teoretyczka filmu Laura Mulvey, omawiając szczególowo najbardziej znaczące sceny. 

W mistrzowskim dziele Ptaki, Hitchcock tworzy jeden z bardziej zagadkowych obrazów zła w historii kina. Niewytłumaczalne ataki ptaków terroryzujących mieszkańców małego miasteczka w żaden racjonalny sposób nie dają się wytłumaczyć. Widz od samego początku  domyśla się czym będzie to niebezpieczeństwo, ale w trakcie oglądania nie odnajduje motywów kierujących tą siłą destrukcji (zarówno w warstwie fabuły, jak i poza nią ). Ta irracjonalność zdarzeń odzwierciedlać może lęki i flustracje ówczesnego społeczeństwa, ale staje się też jednym z ciekawszych zabiegów "straszenia" w kinematografi światowej.
autor: Mariusz T

sobota, 19 maja 2012

Wichrowe wzgórza, [Wuthering Heights] Reż. Andrea Arnold

Jest to minimalistyczne i powlne kino ze specyfistycznym, można rzec "skandynawskim" zamiłowaniem do chłodnego obrazu. To właśnie pieczołowicie i precyzyjnie skonstruowane obrazy stanowią o sile tego filmu. Nie chce przez to powiedzieć, że treść nie ma znaczenia, ale nawet reżyserka zdaje się większy nacisk kłaść na stronę wizulaną o czym świadczyć może skrócenie niektórych dialogów lub ich całkowite pominięcie. Dla współczesnego odbiorcy historia czarnoskórego chłopca ( w tym przypadku również zmiana - w pierwowzorze jest nim cygański chłopiec ) znajdującego schronienie w domu rodziny Earnshaw, staje się przez to bardziej przystępna i o wiele bardziej interesująca.

"Wielka miłość" na tle surowych krajobrazów porywa. Poezja nostalgicznych obrazów natury przeplata się z ludzkim życiem, wystawianym co rusz na próby sił. W tych bezlitosnych warunkach, jedynie prawdziwą wartością jest miłość, będąca częścią jakiegoś większego projektu. Stara się nas o tym przekonać Andrea Arnold, odzielając poszczególne zdarzenia zatrzymanymi w czasie i surowymi obrazami przyrody. Jak już wspominałem,dopracowana do perfekcji strona wizualna filmu jest jego ogromnym atutem. Deszczowe i mgliste krajobrazy wzgórz mają w sobie coś hipnotycznego, nie można od nich oderwać wzroku, a miłosna historia odczytana przez reżyserkę w sposób zdecydowanie bardziej erotyczny, podkreśla świeżość i "rewolucyjność" tego filmu.

Zliftingowana wersja Wichrowych wzgórz z powodzeniem może znaleźć się na zajęciach literatury jako ciekawa interpretacja książki Emily Bronte.

Wichrowe wzgórza - Reż. Andrea Arnold, produkcja - Wielka Brytania 2011, Dystrybucja - Gutek Film
autor: Mariusz T

wtorek, 24 kwietnia 2012

Światło stulecia [Syndromes and a Century] Reż. Apichatpong Weerasethakul

Powracam do filmów, które jeszcze jakiś czas temu były dla mnie delikatnie rzecz ujmując- nudne. Z perspektywy czasu i po obejrzeniu trzeciego filmu tajskiego reżysera Apichatponga Weerasethakula zauważam jak ogromny potencjał drzemie w tych filmach i jak wiele mają one do zaoferowania. Szybko nadrobiłem zaległości i obecnie zaliczam się do grona jego oddanych i największych wielbicieli. Gdy zastanawiam się dlaczego powieki robiły się ciężkie jak głaz po obejrzeniu pierwszych dziesięciu minut każdego filmu, dobrze rozumiem dlaczego dla niektórych azjatyckie kino w wykonaniu Pana Weerasethakula ( i nie tylko jego ) jest niestrawne i nie do wytrzymania. Jednak warto się przełamać, wyjrzec "europejskie" ramy percepcji i oddać się zniewalającym obrazom tajskiego reżysera. 


Światło stulecia to kolejny film składający się z pozornie niezwiązanych ze sobą dwóch części. Piszę pozornie, ponieważ podobieństw i odniesień miedzy obiema częściami jest bardzo wiele, a subtelny sposób ich zarysowania przez Weerasethakula urzeka. Zbliżone, a jednak różniące się od siebie historie  - w pierwszej części, poznajemy głównych bohaterów w prowincjonalnym szpitalu w okolicznościach bujnej i egzotycznej przyrody. W drugiej części filmu ci sami bohaterowie przeniesieni zostają do wielkomiejskiego szpitala, gdzie identycznie rozpoczęta historia nabiera innych znaczeń w otoczeniu sennych i industrialnych przestrzeni. Reżyser z pieczołowitą precyzją tworzy kolejne obrazy i łamie stereotypy tajskiego społeczeństwa, opowiadając przy okazji historię codziennego życia w sposób zachwycający. 

"Światło stulecia" Reż. Apichatpong Weerasethakul, Tajlandia, Francja, Austria 2006
autor: Mariusz T

czwartek, 23 lutego 2012

"Opowieści afrykańskie wg Szekspira" Reż. Krzysztof Warlikowski

Najnowsze przedstawienie Krzysztofa Warlikowskiego "Opowieści afrykańskie wg Szekspira" potwierdza opinię, że teatr ma się dobrze i powstają spektakle wymagające od widza sporego zaangażowania, a w zamian za to przybliżają nas do bolesnych mechanizmów świata . Tak, jak w innych przedstawieniach reżysera, "Opowieści afrykańskie.." są gęste od emocji do granic możliwości i dlatego tak poruszają i zapadają w pamięć. Być może z tego powodu przestrzeń "skrojona" jest do minimum, aby  emocje wrzucone w nią  mogły się w pełni realizować, porazić nas swoją siłą i zawstydzić precyzją wyrazu. Ich najważniejszym medium jest ciało - wprowadzane w konwulsje, odzierane z intymności i traktowane jak manekin, a jego kondycja i sposób przedstawiania nakierowuje na określony sposób "przeżywania". Fizyczność aktorów nabiera tutaj podwójnego znaczenia. Następuje tu konceptualizacja, a z drugiej strony fetyszyzacja ciała. To rozwijana od samego początku strategia teatru Warlikowskiego. Reżyser z niezwykłą lekkością i precyzją połączył w jednym przedstawieniu kilka odległych od siebie tekstów. Mikrosceny płynnie nachodzą na siebie i wzajemnie się uzupełniają, tworząc zawiły i wciągający labirynt emocji, słabości i namiętności. Niekonwencjonalna i pozbawiona linearności narracyjnej struktura niesie za sobą świeży sposób kreowania rzeczywistości scenicznej. Nie jest to jednak najlepsze przedstawienie Warlikowskiego, co nie zmienia faktu, że ogląda się je wyśmienicie a obrazy podkreślone hipnotyczną muzyką Pawła Mykietyna zapadają na długo w pamięci.

"Opowieści afrykańskie według Szekspira" na podstawie sztuk "Król Lear","Kupiec wenecki" i "Otello" Williama Szekspira, fragmentów powieści "Lato" Johna Maxwella Coetzeego oraz monologów autorstwa Wajdiego Mouawada.
Nowy Teatr w Warszawie- reżyseria: Krzysztof Warlikowski; scenografia i kostiumy: Małgorzata Szczęśniak; muzyka: Paweł Mykietyn; dramaturgia: Piotr Gruszczyński; reżyseria świateł: Felice Ross; animacje: Kamil Polak; choreografia: Claude Bardouil; występująStanisława CelińskaEwa DałkowskaMałgorzata Hajewska-KrzysztofikMaja OstaszewskaMagdalena PopławskaAdam Ferency, Wojciech Kalarus,Marek Kalita, Zygmunt Malanowicz, Piotr Polak, Jacek Poniedziałek. Projekt plakatu - Zbigniew Libera. 

autor: Mariusz T

sobota, 21 stycznia 2012

Opętanie [1981]- Reż. Andrzej Żuławski


Taki film stworzyć mógł jedynie szaleniec! Żaden reżyser bardziej namacalnie i fizjologicznie nie opowiedział o Destrukcji. Rozpadowi w tym filmie podlega każda myśl, czynność, relacja i miejsce. "Opętanie" to misterium konwulsji i obrzydliwości. Tu niepojące i napełniające brutalnością powietrze unosi się dosłownie wszędzie i dlatego tak mocno jest odczuwalne. Jest jak zaraza, ponad wszystkim, bez jakiejkolwiek kontroli. To ostatnie miejsce, gdzie mógłby się pojawić bóg. Tym szaleńcem jest oczywiście Andrzej Żuławski.


"Opętanie" Reż. Andrzej Żuławski, Francja/RFN 1981.

niedziela, 1 stycznia 2012

Filmowe podsumowanie 2011 roku

Kolejny udany rok filmowy. Wiele dobrych nowości i jeszcze więcej odkryć z klasyki. Podsumowując nie brałem pod uwagę filmów wyprodukowanych w 2011 roku ale wszystkie filmy, które miałem przyjemność obejrzeć od stycznia. I jak zwykle wielki ból podczas przeprowadzania selekcji tych jedynych, tych najpiękniejszych. Oto moja najlepsza dziesiątka... 

10. "Pewnego razu w Anatolii"  Reż. Nuri Bilge Ceylan, Turcja / Bośnia i Hercegowina 2011
Kryminał najbardziej znanego tureckiego reżysera Ceylana to film dopieszczony pod każdym względem - nie tylko wizualnym. Kryminalna zagadka poszukiwania zwłok zabitego człowieka w pewnym momencie ustępują miejsca moralnym oraz filozoficznym wywodom na tematy życia i śmierci. Nic dziwnego, że film został doceniony na festiwalu w Cannes. Tą podróż należy zobaczyć do końca. 

9."Jess+Moss"  Reż. Clay Jeter, USA 2011
Dla mnie jeden z dwóch najlepszych filmów ostatniej edycji American Film Festival, przepełniony nostalgią, pięknymi obrazami oraz bardzo przekonującym motywem młodości. Debiutującemu reżyserowi udało się to wszystko uchwycić ponad program. Wciągające, wzruszające i "mówiące swoim językiem kino".

8. "Happy together"  Reż. Wong Kar-Wai, Hongkong 1997
Happy together Wong Kar-Waia to opowieść o parze kochanków, którzy wybierają się w podróż do Buenos Aires. Tam przyjdzie im zmierzyć się z całą serią miłosnych niepowodzeń, które w ostateczności doprowadzą do rozstania. Historia jest tu jedynie pretekstem do stworzenia szaleńczego a zarazem nostalgicznego poematu o miłości i samotności. Kar Wai w doskonałej formie - intryguje piękną historią oraz  zachwyca niekonwencjonalną formą. Moje pierwsze podejście do tego filmu kilka lat temu skończyło się niepowodzeniem, teraz mogę oglądać ten film w nieskończoność, choć każde kolejne podejście nie zastąpi pierwszego wrażenia. Zazdroszczę tym, którzy mają ten film "przed sobą" :). 

7. "Zabriskie Point"  Reż. Micheangelo Antonioni, USA 1970
Klasyk. Pierwszy film włoskiego reżysera zrealizowany w Stanach Zjednoczonych. Niestety nie został na tamte czasy dobrze przyjęty - wręcz przeciwnie - spotkał się w ostrą krytyką. Po latach, kiedy na nowo odkrywa się to dzieło - film Antonioniego objawia niesamowite walory artystyczne. Pastelowe kolory, długie i dopracowane do perfekcji ujęcia, muzyka Pink Floyd'ów, dokumentacja rewolucyjnych czasów, kontrkultura, wolna miłość - to nieliczne walory tego dzieła. No i oczywiście dwie kultowe sceny - na pustyni  oraz "rewolucyjna" scena końcowa - coś pięknego! Zobacz też: Zabriskie Point

6. "Przyszłość" Reż. Miranda July, USA / Niemcy 2011
" (...) To co początkowo wydaje się ciepłą opowieścią o dwojgu zakochanych planujących przyszłość, zamienia się w oniryczną, mroczna i bolesną metaforę rozpadu relacji i strachu przed odpowiedzialnością." K.Kosińska
Początkująca reżyserka Miranda July ( odtwórczyni głównej roli w swoim filmie ) to artystka, która swoimi dwoma pełnometrażowymi filmami udowodniła, ze ma wiele do powiedzenia i pokazania. Z brutalną szczerością obnaża współczesne bolączki człowieczeństwa a przy okazji tworzy oryginalny i wyrazisty styl filmowy. Dla mnie najlepszy film American Film Festival !

5. "Code Blue" Reż. Urszula Antoniak, Holandia / Dania 2011
Drugi pełnometrażowy film Urszuli Antoniak to dzieło zasługujące na Wielkie oklaski i takich zabrakło na festiwalu NH we Wrocławiu. Nie zmienia to faktu, że film "Code Blue" zaliczyć można do mocniejszych pozycji konkursowych tegoż festiwalu. Antoniak udało się nakręcić film, w którym intymność bohaterki jest głównym motorem fabuły. Należy przy tym dodać, że to rodzaj bolesnej intymności - wywołującej skrajne odczucia. Od bezpiecznej i ciepłej (tylko chwilami) afirmacji, po całkowitą negację, czy wręcz obrzydzenie.

4. " Wujek Boonmee, który potrafi przywoływać
swoje poprzednie  wcielenia" Reż. Apichatpong Weerasethakul, Francja / Hiszpania / Holandia / Tajlandia 2010
Apichatpong Weerasethakul tworzy kino spokojne i magiczne - taki jest właśnie jego kolejny film - Wujek Boonmee. Historia osadzona w azjatyckim pejzażu bujnych lasów i dzikiej natury,a  w tym  wszystkim dwa przenikające się światy - żywych i duchów. Kolejny niedoceniony przeze mnie film, do którego musiałem podchodzić kilka razy.  Warto było. Tak wysoka pozycja mówi sama za siebie.

3. "Nie chce spać sam" Reż. Tsai Ming-Linag, Malezja / Tajwan / Francja 2006
Trzeci azjatycki tytuł na liście. W tym roku uraczyłem azjatyckiej inwazji filmowej. Moje nowe i wielce ciekawe odkrycie poprzedniego roku. Wcześniej głuchy i ślepy, teraz z wyostrzonymi zmysłami i ciekawością przyglądam się tej kinematografii. Wśród wielu mniej lub bardziej znanych reżyserów - Tsai Ming-Linag okazał się dla mnie najbardziej intrygujący i magiczny. Niemalże każdy jego film to wielkie dzieło, ale Nie chce spać sam - wg mnie jest mistrzostwem! Reżyser podobnie jak w poprzednich filmach łączy ze sobą tematy - samotności w molochu, niespełnionej miłości i seksu oraz  nie stroni od przewrotnych a zarazem bardzo bolesnych komentarzy na temat współczesności. Pozycja obowiązkowa!

2. "Kieł" Reż. Giorgos Lanthimos, Grecja 2009
Greckiej kinematografii najwidoczniej bardzo służy kryzys, bo od jakiegoś czasu (..kryzysu ) docierają stamtąd interesujące pozycje. Obrazy wyznaczające i przekraczające granice dotychczasowych "stylów" filmowych. Świeże, zaskakujące i dające do myślenia! I dzięki temu "nowa grecka fala" wiedzie w Europie prym, a film Kieł jest tego najlepszym dowodem ( sama lista nagród byłaby spora ). Pod każdym względem godny polecenia! Więcej:Kieł

1. "Melancholia" Reż. Lars von Trier, Dania
ARCYDZIEŁO POD KAŻDYM WZGLĘDEM!
Więcej: Melancholia