Po przedstawieniu „Kabaret
warszawski” targały mną ambiwalentne odczucia - od pełnych zachwytu emocji, po
całą masę pytań bez odpowiedzi i (niestety) małych rozczarowań. Ostatecznie to
egzaltowane przedstawienie było niezwykłym przeżyciem, ale… Ale od początku.
Warlikowski przyzwyczaił widza do rozmachu i silnych emocji. Te cechy stały się
nieodłącznymi elementami jego teatru, które magnetyczną siłą przyciągają i
zachwycają, a jednocześnie drażnią sporą część publiczności
„wielkomiejskim-warszawskim” splendorem. Jak już niejednokrotnie się
przekonałem silne emocje nie zawsze bywają stymulatorem intelektualnym, a
wspomniany „splendor” to jedynie dobrze nakręcona maszyna. Gdybym chciał być
złośliwy, napisałbym że jest specyficzna grupa odbiorców, dla których Teatr
Warlikowskiego jest fetyszem, przez co należy rozumieć usilną potrzebę
zobaczenie jedynie(!) swoich ulubionych aktorów. W jakiej konfiguracji tym
razem wystąpią, czym nas zaskoczą, czy będzie jakiś skandal itp. Niewątpliwie
zespół aktorski prowadzony przez Warlikowskiego jest jednym z ciekawszych jakie
kiedykolwiek widziałem i nie sposób całkowicie odrzucić faktu, że przychodzi
się na Jego przedstawienia miedzy innymi dla tych aktorów. To nieodłączny element
tego co kryje się pod marką Krzysztof Warlikowski. Ale należy pamiętać, że to
nie wszystko. Zaryzykowałbym stwierdzeniem że chwilami ich gra staje się
ważniejsza od samej opowieści. Kiedy pewne kwestie i treści tracą na
wyrazistości pozostają Oni – ich świetne zdolności aktorskie, którymi czarują i
uwodzą. „Kabaret warszawski” jest aktorską petardą. To dzięki nim całość wypada brawurowo i staje się motorem
napędowym przedstawienia.
Historia weimarska z pierwszej
części inspirowana jest „Kabaretem” Boba Fosse i staje się pretekstem do pokazania rodzącego
się terroru i skrajnych postaw ludzi tamtych czasów. Bez wątpienia na ogromne
uznanie zasługuje Magdalena Cielecka w roli Sally Bowles. Żywiołowość którą wydobywa
aktorka ze swojej postaci zachwyca i nie pozwala oderwać wzroku.
Druga część inspirowana jest
filmem Johna Camerona Mitchella „Shortbus” a jej akcja rozgrywa się po 11
września w Nowym Jorku. Nowojorski rozdział koncentruje się bardziej na
tematach ciała i seksualności. W moim odczuciu jest zgrabniej złożony i o wiele
bardziej zabawny (choć tematów i poważnych przemyśleń nie brakuje) od wcześniejszych spektakli. W przeciwieństwie do pierwszej części jest płynniejszy, tematy zazębiają się i
pęcznieją, emocje eksplodują. Historia
weimarska jest natomiast nierówna, sceny łączą się topornie, niektóre wątki
zostają pogubione. Bronią jej wspaniałe kreacje aktorskie - wspomniana już Magdalena
Cielecka, równie dobra Magdalena
Popławska i taneczny numer Redbada Klynstry.
„Kabaret warszawski” wnosi nową
jakość za sprawą sporej dawki poczucia humoru. Warlikowski nie rezygnuje przy
tym z nieodłącznych elementów swojej estetyki i sposobu kreowania scenicznej
rzeczywistości. I pomimo potknięć nadal silnie
stymuluje wszystkie zmysły. Bardzo dobre przedstawienie.
Nowy
Teatr - "Kabaret warszawski", reżyseria: Krzysztof Warlikowski,
scenografia i kostiumy: Małgorzata Szczęśniak muzyka: Paweł
Mykietyn, reżyseria świateł: Felice Ross, ruch: Claude Bardouil. Występują: Stanisława Celińska, Magdalena Cielecka, Ewa
Dałkowska, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Maja Ostaszewska, Magdalena
Popławska, Andrzej Chyra, Bartosz Gelner, Wojciech Kalarus, Redbad
Klijnstra, Jacek Poniedziałek i Maciej Stuhr. Muzycy: Paweł Bomert, Piotr
Maślanka, Paweł Stankiewicz, Fabian Włodarek.