Ingmar Bergman jest przykładem
reżysera, którego twórczość jest bez wyjątku ponadczasowa.
Jego filmy nie straciły na sile przekazu i niczym Szekspir nadal króluje na
piedestale największych. Porusza, fascynuje i zmusza do myślenia. Ciężko sobie
dziś wyobrazić historię kina bez tego reżysera. Pozostawił po sobie ogromny
dorobek filmowy i teatralny – ponad 40 filmów i 140 przedstawień teatralnych.
Zamiłowanie do teatru za każdym razem – mniej lub bardziej – przenikało na
grunt dzieł filmowych. Jednak nie ta ogromna ilość ma wpływ na to, że jest
zaliczany obecnie do klasyków - choć na pewno nie pozostaje to bez wpływu. Świadczy o
tym jego niesłychana wrażliwość i erudycja.
„Jesienna sonata” z 1978 roku
zalicza się moim zdaniem do jednych z lepszych filmów jakie do tej pory
widziałem. Psychologiczna wiwisekcja relacji matki i córki obnaża przed
widzami najbardziej czułe zakamarki ludzkiej psychiki. Każde wypowiedziane
słowo, podczas licznych rozmów obu bohaterek pęcznieje do niewyobrażalnych
rozmiarów, tworząc pajęczynę zawiłych emocji. Twórca „Jesiennej sonaty” dowodzi
jak świetnym jest obserwatorem ludzkich myśli i pragnień. Stopniowo coraz
mocniejszy afektywny wymiar palących nieporozumień i żali z przeszłości odkrywa
patologiczną i pełną sprzeczności relację obu bohaterek. Eva (Liv Ullmann) jest
skromną kobietą, która osiadła w małej górskiej miejscowości. Prowadzi
uporządkowane życie u boku troskliwego męża pastora i opiekuje się
sparaliżowaną siostrą. Jej życie rozdarte jest pomiędzy tęsknotą za
przedwcześnie zmarłym synkiem, a – jak się w trakcie filmu okazuje – żalem do
matki o brak bliskości i konsekwencjami jakie ta pustka spowodowała w jej
życiu. Matka Evy – Charlotte (w tej roli wyśmienita Ingrid Bergman) jest jej
całkowitym przeciwieństwem. To kobieta sukcesu, uznana pianistka, żyjąca w
ciągłych rozjazdach, skoncentrowana wyłącznie na sobie. Po siedmiu latach
rozłąki Charlotte odwiedza Evę w jej domu - powracają demony z dzieciństwa,
rozdzierające pierś emocje, a na pierwszy plan wysuwa się dysonans między córką
a matką. Eva stopniowo uwalnia z siebie żale, przywołując liczne sytuacje z
dzieciństwa. Przy każdej następnej rozmowie Bergman odsłania różniące je
charaktery, odmienne perspektywy i wartości. Eva okazuje się pełną wątpliwości,
kruchą osobą targaną emocjami. Charlotte natomiast, twardo i racjonalnie
stąpającą po ziemi kobietą, która niezdolna jest do okazywania uczuć. Obie w
sposobie swojego życia i myślenia są ułomne i kalekie. Cały
fenomen tego psychologicznego dramatu rodzinnego polega na niezwykle umiejętnym
rozłożeniu akcentów, stopniowym budowaniu napięcia. Napisano już wiele o samym Bergmanie. Można się zaczytywać w tekstach, opracowaniach. Nie odkryje przed Wami nic nowego. Jedyne co mogę, to wyrazić swój podziw dla tego filmu i jego twórcy.