Bez wątpienia T-Mobile
Nowe Horyzonty to jeden z ciekawszych festiwali
w Polsce. To święto kina w najszerszym wymiarze i z niepowtarzalną atmosferą.
Wiele już napisano przychylnych opinii pod jego adresem i raczej nie powinno to
nikogo dziwić, ponieważ twórcy tego festiwalu dbają o to, żeby z każdą następną
edycją jego formuła była ciekawsza i aby każdy znalazł tu coś dla siebie. I tak
w rzeczy samej jest. Tegoroczna edycja upłynęła pod kątem dwóch wielkich i
bardzo interesujących retrospektyw – Ulricha
Seidla i Duŝana Makavajeva. Przenikliwość obserwacji i bezkompromisowość w
kreowaniu świata przedstawionego charakteryzujące filmy Seidla powodować mogą u
widza niesmak i zakłopotanie. Ale w tej brutalności zawarta jest diagnoza społeczeństwa
z jego wszystkimi lękami, frustracjami i obsesjami. Staje się dla nas
niewygodna ponieważ jest do bólu szczera i wymierzona w najbardziej newralgiczne miejsca. Kino
Ulricha Seidla charakteryzuje się powolnym rytmem a dokumentalna maniera uzasadniona
jest jego poprzednimi projektami, które można było zobaczyć we Wrocławiu. Dla
mnie osobiście kwintesencją fabularnego stylu są „Upały” z 2001 r. oraz
najnowszy film „Raj:Miłość”
otwierający trylogię w której skład wejdą jeszcze podtytuły: Wiara i Nadzieja.
Raj:Miłość
Najnowsze dokonanie Austriaka to
dzieło fantastyczne pod każdym względem. Od samego początku pochłaniające widza
swoją historią i jak zwykle świetnie zmontowanymi kadrami. Osią fabuły jest
wyjazd pięćdziesięcioletniej Teresy do Keni gdzie protagonistka zaczyna
poszukiwania „miłości” wśród „oferujących się” przy nadmorskim kurorcie
tubylców. Seidl nie ucieka przed dosłownością w pokazywaniu ludzkiego ciała, co
sprawia, że jego bohaterowie stają bardziej autentyczni. Ze względu na swoją
fizjonomię lub starość są to zazwyczaj ciała niepożądane i w pewien sposób
wstydliwe, ale reżyser nie boi się intensywności ich brzydoty w swoich filmach,
czyniąc z niej znaczący rys dramaturgiczny. Cenie u reżyserów przemyślany i
unikatowy styl - taki właśnie posiada Ulrich Seidl.
Sweet movie
Drugim wielkim okryciem okazał
się Duŝan Makavajev, twórca jak się
okazało bezkompromisowego poczucia humoru. Jego przewrotność i zmiany nastroju
w filmach po dzień dzisiejszy budzą wiele kontrowersji, chociażby w filmie „Sweet Movie”, w którym obserwujemy dwie
główne bohaterki umieszczone w zupełnie różnych od siebie porządkach
społeczno-politycznych. Jedną z nich jest Miss Kanada, grana przez Carlo Laure,
która staje się „ofiarą” rozpasanego i butnego miliardera ze złotym penisem,
noszącego się z zamiarem przebudowy Wodospadu Niagara. Makavajev umieszcza ją w
bezdusznym i perwersyjnym kapitalizmie. Drugą z postaci jest Anna Planeta,
zagrana przez Annę Prucnal, wyuzdaną seksualnie i uwodzącą socjalistkę, która
na końcu zabija swojego mężczyznę. Budowa tego filmu, w którym wątki fabularne
przeplatają się z archiwalnymi materiałami ekshumacji zwłok w Katyniu nawet
dziś powodują konsternację i zaskoczenie. Zresztą w filmie, nie tylko te
fragmenty budzą kontrowersje, a myślę tu o scenie karmienia i uwodzenia dzieci
przez seksualnie pobudzoną Annę Planetę oraz obraz obscenicznego spożywania
posiłku. Takie jest właśnie kino Makavajeva i dlatego reżyser po nakręceniu
tego filmu musiał opuścić byłą Jugosławię i wyemigrować na Zachód. Jak dla mnie
to była prawdziwa przygoda z kinem.
Rozczarowania
Nie zabrakło na festiwalu również
najświeższych produkcji, które dotarły do Nas z różnych zakątków świata.
Najciekawsze tytuły pojawiły się w sekcji Panorama i filmy konkursowe. Pojawiły
się wśród nich również obrazy mniej udane. Takie wrażenie odniosłem oglądając
filmu konkursowe, które w tym roku były bardzo słabe. Z niedowierzaniem
przyjąłem wiadomość, że konkurs wygrał film „Od czwartku do niedzieli”. Cóż, każdy poszukuje czegoś innego w
kinie. Opowieść o „rozpadzie” rodziny najwidoczniej była dla mnie tak
„subtelna”, że jej nie uchwyciłem, a w głowie pozostało tylko kilka zgrabnie
skonstruowanych scen.
Mekong Hotel
Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się najnowszy film Apichatponga Weerasethakula „Mekong Hotel”, na który czekałem z wielką
niecierpliwością. Każde jego poprzednie dzieło porywało mnie w inny świat i
pozostawiało po sobie niezapomniane wrażenia, a na samą myśl o tych filmach
dostaje gęsiej skórki. Tym razem czegoś zabrakło. Pozostał spory niedosyt. Rozumiem,
że Apichatpong zapragnął stworzyć minimalny i krótki esej filmowy, ale właśnie
te cechy zaważyły nad tym, że „Mekong Hotel” okazał się zgrabnie zrobionym
filmem z nie dającym się zdefiniować słowami brakiem. Ogromna szkoda!Ale tu, przy okazji niespodzianka dla fanów tego reżysera, bo na 13 edycję zapowiedziana jest retrospektywa jego całej twórczości. Już zacieram ręce! Ostatnim wielkim rozczarowaniem był najnowszy film młodego Kanadyjczyka
- Xaviera Dolana. Po świetnym
rozpoczęciu nagle zaczął gubić rytm i w ostateczności okazał się bardzo średnim
melodramatem z fajerwerkami.
Zachwyty
Nie zabrakło jednak wielkich
tytułów i poruszających obrazów. Było ich wiele, ale ja skoncentruję się na
tych, które w wyjątkowy sposób zapadły mi w pamięć. Jako pierwszy film
chciałbym przywołać dzieło niedocenione przez nowohoryzontową publiczność a
mianowicie „Rzeczy niczyje” młodego,
bo zaledwie 27-letniego koreańskiego twórcy Kim Kyung-mooka. Akcja tego filmu, dziejąca się we współczesnym
Seulu, składa się na pozór z nie powiązanych ze sobą dwóch
części. W pierwszej poznajemy Jun – nielegalną imigrantkę z Korei Północnej i
jej kolegę z pracy, który próbuje pomóc jej uporać się z narzucającym się pracodawcą.
W drugiej części filmu śledzimy losy młodego Hyeona, kochanka bogatego i
żonatego biznesmana. Zdeterminowana Jun zrobi wszystko, żeby pozostać w Seulu,
kosztem utraty swojej godności, natomiast Hyeon zachłyśnięty „łatwym
dobrobytem” i przesiadujący całymi dniami w luksusowym apartamencie staje się
uprzedmiotowionym więźniem swojego kochanka, który może sobie pozwolić na
wszystko. Niewygodne i przymusowe sytuacje życiowe obojga bohaterów stają się
główną osią dramatu. Film Kim Kyung-mooka rezygnuje z linearnego i prostego
opowiadania, na rzecz statycznych i nasączonych spora dawką emocji obrazów. Kim
Kyung-mook łączy kino zaangażowane społecznie z kinem kontemplacyjnym w sposób wyjątkowy
i poruszający. Sama konstrukcja filmu może nasuwać wiele interpretacji i
rozwiązań, ale nie jest najważniejsze - to kino emocji i obrazów. Wrocławska
publiczność nie była jednak do końca przekonana i gotowa na taki obraz. Podczas
mocnych scen zbliżeń erotycznych nie wytrzymywały nerwy i ludzie hurtem
opuszczali projekcję, co zresztą odbiło się również na wynikach. Wielka szkoda,
bo to bardzo dobre kino. Mam cichą nadzieję, że film ten wejdzie jednak do boxu
i będzie można jeszcze do niego powrócić.
Rzeczy niczyje
Kolejnym wielkim tytułem okazała się „Miłość” Michaela Hanekego. Opowieść o
umieraniu i oswajaniu się ze śmiercią w wykonaniu wybitnego niemieckiego
reżysera filmowego i teatralnego to rzecz absolutnie piękna i poruszająca.
Reżyser konstruuje historię bez zbędnego patosu. Mówi o rzeczach ostatecznych w sposób mądry i
poruszający. Anne po wylewie zaczyna tracić kondycję, jej stan pogarsza się z
każdym dniem, aż do momentu, kiedy zostaje przywiązana do łóżka. Jej mąż z
oddaniem i z cierpliwością zaczyna się nią opiekować, do pewnego momentu. Scena
snu z wodą na korytarzu do teraz powoduje na mnie gęsią skórkę.
Holy Motors
Kolejnym ciekawym obrazem okazał się „Holy Motors” Leosa Caraksa. Szalony i surrealistyczny film o tajemniczym mężczyźnie, który w jedną noc wciela się w
różne (czasami dziwaczne) role, a następnie odgrywa je na ulicach Paryża. Nie
potrzebujemy znać powodów, dlaczego tak robi, po prostu pędzimy wraz z głównym
bohaterem białą limuzyną na kolejne zlecenie. W tym całym szaleństwie Caraks przemyca
istotne pytania o istotę tego co jest „prawdziwe” a co pozostaje tylko mglistym
i ulotnym kamuflażem, przekracza granice umowności w
kinie. Rzecz godna polecenia i niezwykle pasjonująca.
autor:Mariusz T
cdn
12 MFF T-Mobile Nowe Horyzonty 19-29.07.2012 Wrocław
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz