sobota, 4 sierpnia 2012

T-Mobile Nowe Horyzonty 12, Wrocław 2012



Bez wątpienia T-Mobile Nowe Horyzonty to jeden z ciekawszych festiwali w Polsce. To święto kina w najszerszym wymiarze i z niepowtarzalną atmosferą. Wiele już napisano przychylnych opinii pod jego adresem i raczej nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ twórcy tego festiwalu dbają o to, żeby z każdą następną edycją jego formuła była ciekawsza i aby każdy znalazł tu coś dla siebie. I tak w rzeczy samej jest. Tegoroczna edycja upłynęła pod kątem dwóch wielkich i bardzo interesujących retrospektyw – Ulricha Seidla i Duŝana Makavajeva. Przenikliwość obserwacji i bezkompromisowość w kreowaniu świata przedstawionego charakteryzujące filmy Seidla powodować mogą u widza niesmak i zakłopotanie. Ale w tej brutalności zawarta jest diagnoza społeczeństwa z jego wszystkimi lękami, frustracjami i obsesjami. Staje się dla nas niewygodna ponieważ jest do bólu szczera i wymierzona  w najbardziej newralgiczne miejsca. Kino Ulricha Seidla charakteryzuje się powolnym rytmem a dokumentalna maniera uzasadniona jest jego poprzednimi projektami, które można było zobaczyć we Wrocławiu. Dla mnie osobiście kwintesencją fabularnego stylu są „Upały” z 2001 r. oraz najnowszy film „Raj:Miłość” otwierający trylogię w której skład wejdą jeszcze podtytuły: Wiara i Nadzieja.

                                                                                                                 Raj:Miłość
Najnowsze dokonanie Austriaka to dzieło fantastyczne pod każdym względem. Od samego początku pochłaniające widza swoją historią i jak zwykle świetnie zmontowanymi kadrami. Osią fabuły jest wyjazd pięćdziesięcioletniej Teresy do Keni gdzie protagonistka zaczyna poszukiwania „miłości” wśród „oferujących się” przy nadmorskim kurorcie tubylców. Seidl nie ucieka przed dosłownością w pokazywaniu ludzkiego ciała, co sprawia, że jego bohaterowie stają bardziej autentyczni. Ze względu na swoją fizjonomię lub starość są to zazwyczaj ciała niepożądane i w pewien sposób wstydliwe, ale reżyser nie boi się intensywności ich brzydoty w swoich filmach, czyniąc z niej znaczący rys dramaturgiczny. Cenie u reżyserów przemyślany i unikatowy styl - taki właśnie posiada Ulrich Seidl.

                                                                                                           Sweet movie
Drugim wielkim okryciem okazał się Duŝan Makavajev, twórca jak się okazało bezkompromisowego poczucia humoru. Jego przewrotność i zmiany nastroju w filmach po dzień dzisiejszy budzą wiele kontrowersji, chociażby w filmie „Sweet Movie”, w którym obserwujemy dwie główne bohaterki umieszczone w zupełnie różnych od siebie porządkach społeczno-politycznych. Jedną z nich jest Miss Kanada, grana przez Carlo Laure, która staje się „ofiarą” rozpasanego i butnego miliardera ze złotym penisem, noszącego się z zamiarem przebudowy Wodospadu Niagara. Makavajev umieszcza ją w bezdusznym i perwersyjnym kapitalizmie. Drugą z postaci jest Anna Planeta, zagrana przez Annę Prucnal, wyuzdaną seksualnie i uwodzącą socjalistkę, która na końcu zabija swojego mężczyznę. Budowa tego filmu, w którym wątki fabularne przeplatają się z archiwalnymi materiałami ekshumacji zwłok w Katyniu nawet dziś powodują konsternację i zaskoczenie. Zresztą w filmie, nie tylko te fragmenty budzą kontrowersje, a myślę tu o scenie karmienia i uwodzenia dzieci przez seksualnie pobudzoną Annę Planetę oraz obraz obscenicznego spożywania posiłku. Takie jest właśnie kino Makavajeva i dlatego reżyser po nakręceniu tego filmu musiał opuścić byłą Jugosławię i wyemigrować na Zachód. Jak dla mnie to była prawdziwa przygoda z kinem.

Rozczarowania

Nie zabrakło na festiwalu również najświeższych produkcji, które dotarły do Nas z różnych zakątków świata. Najciekawsze tytuły pojawiły się w sekcji Panorama i filmy konkursowe. Pojawiły się wśród nich również obrazy mniej udane. Takie wrażenie odniosłem oglądając filmu konkursowe, które w tym roku były bardzo słabe. Z niedowierzaniem przyjąłem wiadomość, że konkurs wygrał film „Od czwartku do niedzieli”. Cóż, każdy poszukuje czegoś innego w kinie. Opowieść o „rozpadzie” rodziny najwidoczniej była dla mnie tak „subtelna”, że jej nie uchwyciłem, a w głowie pozostało tylko kilka zgrabnie skonstruowanych scen.

                                                                                                                                              Mekong Hotel
Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się najnowszy film Apichatponga Weerasethakula „Mekong Hotel”, na który czekałem z wielką niecierpliwością. Każde jego poprzednie dzieło porywało mnie w inny świat i pozostawiało po sobie niezapomniane wrażenia, a na samą myśl o tych filmach dostaje gęsiej skórki. Tym razem czegoś zabrakło. Pozostał spory niedosyt. Rozumiem, że Apichatpong zapragnął stworzyć minimalny i krótki esej filmowy, ale właśnie te cechy zaważyły nad tym, że „Mekong Hotel” okazał się zgrabnie zrobionym filmem z nie dającym się zdefiniować słowami brakiem. Ogromna szkoda!Ale tu, przy okazji niespodzianka dla fanów tego reżysera, bo na 13 edycję zapowiedziana  jest retrospektywa jego całej twórczości. Już zacieram ręce! Ostatnim wielkim rozczarowaniem był najnowszy film młodego Kanadyjczyka - Xaviera Dolana. Po świetnym rozpoczęciu nagle zaczął gubić rytm i w ostateczności okazał się bardzo średnim melodramatem z fajerwerkami.

Zachwyty

Nie zabrakło jednak wielkich tytułów i poruszających obrazów. Było ich wiele, ale ja skoncentruję się na tych, które w wyjątkowy sposób zapadły mi w pamięć. Jako pierwszy film chciałbym przywołać dzieło niedocenione przez nowohoryzontową publiczność a mianowicie „Rzeczy niczyje” młodego, bo zaledwie 27-letniego koreańskiego twórcy Kim Kyung-mooka. Akcja tego filmu, dziejąca się we współczesnym Seulu,  składa się  na pozór z nie powiązanych ze sobą dwóch części. W pierwszej poznajemy Jun – nielegalną imigrantkę z Korei Północnej i jej kolegę z pracy, który próbuje pomóc jej uporać się z narzucającym się pracodawcą. W drugiej części filmu śledzimy losy młodego Hyeona, kochanka bogatego i żonatego biznesmana. Zdeterminowana Jun zrobi wszystko, żeby pozostać w Seulu, kosztem utraty swojej godności, natomiast Hyeon zachłyśnięty „łatwym dobrobytem” i przesiadujący całymi dniami w luksusowym apartamencie staje się uprzedmiotowionym więźniem swojego kochanka, który może sobie pozwolić na wszystko. Niewygodne i przymusowe sytuacje życiowe obojga bohaterów stają się główną osią dramatu. Film Kim Kyung-mooka rezygnuje z linearnego i prostego opowiadania, na rzecz statycznych i nasączonych spora dawką emocji obrazów. Kim Kyung-mook łączy kino zaangażowane społecznie z kinem kontemplacyjnym w sposób wyjątkowy i poruszający. Sama konstrukcja filmu może nasuwać wiele interpretacji i rozwiązań, ale nie jest najważniejsze - to kino emocji i obrazów. Wrocławska publiczność nie była jednak do końca przekonana i gotowa na taki obraz. Podczas mocnych scen zbliżeń erotycznych nie wytrzymywały nerwy i ludzie hurtem opuszczali projekcję, co zresztą odbiło się również na wynikach. Wielka szkoda, bo to bardzo dobre kino. Mam cichą nadzieję, że film ten wejdzie jednak do boxu i będzie można jeszcze do niego powrócić.

                                                                                                                                             Rzeczy niczyje
Kolejnym wielkim tytułem okazała się „Miłość” Michaela Hanekego. Opowieść o umieraniu i oswajaniu się ze śmiercią w wykonaniu wybitnego niemieckiego reżysera filmowego i teatralnego to rzecz absolutnie piękna i poruszająca. Reżyser konstruuje historię bez zbędnego patosu.  Mówi o rzeczach ostatecznych w sposób mądry i poruszający. Anne po wylewie zaczyna tracić kondycję, jej stan pogarsza się z każdym dniem, aż do momentu, kiedy zostaje przywiązana do łóżka. Jej mąż z oddaniem i z cierpliwością zaczyna się nią opiekować, do pewnego momentu. Scena snu z wodą na korytarzu do teraz powoduje na mnie gęsią skórkę.

                                                                                                                                                 Holy Motors
Kolejnym ciekawym obrazem okazał się „Holy Motors” Leosa Caraksa. Szalony i surrealistyczny film o tajemniczym mężczyźnie, który w jedną noc wciela się w różne (czasami dziwaczne) role, a następnie odgrywa je na ulicach Paryża. Nie potrzebujemy znać powodów, dlaczego tak robi, po prostu pędzimy wraz z głównym bohaterem białą limuzyną na kolejne zlecenie. W tym całym szaleństwie Caraks przemyca istotne pytania o istotę tego co jest „prawdziwe” a co pozostaje tylko mglistym i ulotnym kamuflażem, przekracza granice umowności  w kinie. Rzecz godna polecenia i niezwykle pasjonująca.                
autor:Mariusz T
                                                                                                                                                          cdn

12 MFF T-Mobile Nowe Horyzonty 19-29.07.2012 Wrocław

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz