niedziela, 5 sierpnia 2012

T-Mobile Nowe Horyzonty, Wrocław 2012 [2]

Wśród tegorocznych retrospektyw nie można pominąć tajemniczego i mistycznego meksykanina Carlosa Reygadasa. Długo stawiałem opór przed jego twórczością, ponieważ nie mogłem odnaleźć odpowiedzi na pytania, których być może  nie było lub były skonstruowane w zupełnie inny sposób niż sugerowały mi to obrazy. Bez wątpienia jest to kino noszące w sobie pewną "zagadkowość". Chciałbym się tu skoncentrować na jego dwóch wyjątkowych dziełach. Pierwszym z nich jest film "Ciche światło" - elektryzujący pięknym obrazem i wirtuozerią świata przedstawionego. Akcja filmu rozgrywa się podczas jednego dnia, w którym poznajemy cichy i wzruszający dramat rodziny mennonitów. Ów dramat koncentruje się na wewnętrznej wojnie, jaką prowadzi ze sobą przykładny mąż i ojciec imieniem Johan, w momencie uświadomienia sobie, że zakochał się w innej kobiecie. Sposób, w jaki Reygadas kończy tą historie długo pozostawia widza w osłupieniu. Film rozpoczyna się dłuższym ujęciem wschodu słońca gdzie widzimy jak rodzi się nowy dzień, natura budzi się do życia i zamyka się zachodem słońca, gdzie wszystko na powrót zasypia i kończy się tylko po to, żeby mogło się na nowo rozpocząć. Ten zamknięty cykl sugeruje pewną harmonię świata, która dopuszczona zostaje również w finiszu dramatu. "Ciche światło" to doznanie niemalże mistyczne. 

                                                                                                                                Post tenebras lux
Jego najnowszy film "Post tenebras lux" to dzieło bardziej nowatorskie pod względem formalnym. Nie sposób też opowiedzieć o czym jest, ponieważ to zbiór pozytywnych i negatywnych emocji jakie towarzyszą każdemu człowiekowi. Sam reżyser sugeruje taką drogę interpretacji, przyznając się, że "tworzy filmy instynktownie", a kompatybilność emocji widza z obrazami jest kluczem do jego "zmysłowego zrozumienia". Mnie oczarował. 

Smaczki festiwalu

A teraz coś z innego świata. Określany mianem technowesternu film włoskiego reżysera Davide Manuliego "Legenda Kaspara Hausera" to zadziwiające połączenie futurystycznej wariacji na temat legendy młodego chłopca znalezionego w 1828 roku w Norymberdze i awangardowego filmu z pulsującą muzyką elektroniczną. Androgeniczny Kasper Hauser pojawia się nad brzegiem morza "Y" ze słuchawkami na uszach i pragnie, podobnie jak jego przyszywany ojciec zostać klubowym didżejem. Tak, w jednym zdaniu można opisać fabułę całego filmu, który pęcznieje od przerysowanych postaci i zrealizowany jest w minimalistycznym krajobrazie nasuwającym skojarzenia ze światem po katastrofie. A do tego świetna elektroniczna muzyka DJ-a Vitalica wbija w fotel. Jak dla mnie świetne! 

                                                                                                                   Legenda Kaspara Hausera
W diametralnie innej konwencji zrealizowany został najnowszy film Abbasa Kiarostamiego "Like Someone in Love". To moja pierwsza przygoda z tym twórcą, ale od razu przypieczętowana spora sympatią. W powolnych i długich ujęciach, zabarwionych momentami specyficznym poczuciem humoru i dialogach, poznajemy młodą dziewczynę i starszego mężczyznę, którzy spotkali się w domu w wiadomym celu. Początkowo wszystko wydaje się przewidywalne, do momentu, kiedy nie pojawi się były chłopak dziewczyny, który nie może wymazać jej ze swojego serca i jest przy tym bardzo zdeterminowany. Zabawne , mądre kino dialogu i przypadkowych gagów. Z pewnością nadrobię zaległości z Kiarostamim.

Nowe Horyzonty all the time!


Wiadomość o tym, że Roman Gutek planuje przejąć Kino Helios przy ul. Kaziemierza Wielkiego we Wrocławiu i stworzyć tam największe w Polsce kino studyjne zelektryzowała miłośników kina. Informacja ta została oficjalnie potwierdzona podczas tegorocznego festiwalu i od pierwszego dnia września to, co było jeszcze do tej pory niemożliwe zaczyna swoje życie. Proszę sobie tylko wyobrazić, co to będzie za miejsce! Z bogatą ofertą kina niezależnego, filmami i przeglądami ze wszystkich stron świata i najciekawszymi perełkami prosto z największych festiwali filmowych. Raj w Heliosie! Uczta dla zmysłów i niekończąca się przygoda z kinem! Wspomnieć tu należy, że jest to projekt bardzo ambitny i wymagający ogromnego serca, ale i przedsiębiorczości. Roman Gutek przez wiele lat wyrobił sobie solidną i pewną markę, zdobył doświadczenie oraz zaprosił do współpracy ludzi, na których może polegać. Jego wkład w polską kulturę filmową jest ogromny i nie wymaga to dodatkowych komentarzy. Przez wiele lat wypełniał lukę kinem wymagającym, trudnym w odbiorze, ale jednocześnie mądrym i poruszjącym. Przywócił wiarę, że kino nie musi ograniczać się do wielkich produkcji amerykańskich oraz "łatwych i przyjemnych" komedii produkowanych z jednego odlewu. Wyłącznie dzięki miłości do kina i sporej determinacji można było osiagnąć coś tak spektakularnego.T-Mobile Nowe Horyzonty są  obecnie jednym z największych i najbardziej rozpoznawalnych festiwali filmowych w Polsce. Od teraz festiwal trwać będzie przez cały rok i niech nowy projekt okaże się wielkim Sukcesem! Życzę mu tego z całego serca. 

autor:Mariusz T

sobota, 4 sierpnia 2012

T-Mobile Nowe Horyzonty 12, Wrocław 2012



Bez wątpienia T-Mobile Nowe Horyzonty to jeden z ciekawszych festiwali w Polsce. To święto kina w najszerszym wymiarze i z niepowtarzalną atmosferą. Wiele już napisano przychylnych opinii pod jego adresem i raczej nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ twórcy tego festiwalu dbają o to, żeby z każdą następną edycją jego formuła była ciekawsza i aby każdy znalazł tu coś dla siebie. I tak w rzeczy samej jest. Tegoroczna edycja upłynęła pod kątem dwóch wielkich i bardzo interesujących retrospektyw – Ulricha Seidla i Duŝana Makavajeva. Przenikliwość obserwacji i bezkompromisowość w kreowaniu świata przedstawionego charakteryzujące filmy Seidla powodować mogą u widza niesmak i zakłopotanie. Ale w tej brutalności zawarta jest diagnoza społeczeństwa z jego wszystkimi lękami, frustracjami i obsesjami. Staje się dla nas niewygodna ponieważ jest do bólu szczera i wymierzona  w najbardziej newralgiczne miejsca. Kino Ulricha Seidla charakteryzuje się powolnym rytmem a dokumentalna maniera uzasadniona jest jego poprzednimi projektami, które można było zobaczyć we Wrocławiu. Dla mnie osobiście kwintesencją fabularnego stylu są „Upały” z 2001 r. oraz najnowszy film „Raj:Miłość” otwierający trylogię w której skład wejdą jeszcze podtytuły: Wiara i Nadzieja.

                                                                                                                 Raj:Miłość
Najnowsze dokonanie Austriaka to dzieło fantastyczne pod każdym względem. Od samego początku pochłaniające widza swoją historią i jak zwykle świetnie zmontowanymi kadrami. Osią fabuły jest wyjazd pięćdziesięcioletniej Teresy do Keni gdzie protagonistka zaczyna poszukiwania „miłości” wśród „oferujących się” przy nadmorskim kurorcie tubylców. Seidl nie ucieka przed dosłownością w pokazywaniu ludzkiego ciała, co sprawia, że jego bohaterowie stają bardziej autentyczni. Ze względu na swoją fizjonomię lub starość są to zazwyczaj ciała niepożądane i w pewien sposób wstydliwe, ale reżyser nie boi się intensywności ich brzydoty w swoich filmach, czyniąc z niej znaczący rys dramaturgiczny. Cenie u reżyserów przemyślany i unikatowy styl - taki właśnie posiada Ulrich Seidl.

                                                                                                           Sweet movie
Drugim wielkim okryciem okazał się Duŝan Makavajev, twórca jak się okazało bezkompromisowego poczucia humoru. Jego przewrotność i zmiany nastroju w filmach po dzień dzisiejszy budzą wiele kontrowersji, chociażby w filmie „Sweet Movie”, w którym obserwujemy dwie główne bohaterki umieszczone w zupełnie różnych od siebie porządkach społeczno-politycznych. Jedną z nich jest Miss Kanada, grana przez Carlo Laure, która staje się „ofiarą” rozpasanego i butnego miliardera ze złotym penisem, noszącego się z zamiarem przebudowy Wodospadu Niagara. Makavajev umieszcza ją w bezdusznym i perwersyjnym kapitalizmie. Drugą z postaci jest Anna Planeta, zagrana przez Annę Prucnal, wyuzdaną seksualnie i uwodzącą socjalistkę, która na końcu zabija swojego mężczyznę. Budowa tego filmu, w którym wątki fabularne przeplatają się z archiwalnymi materiałami ekshumacji zwłok w Katyniu nawet dziś powodują konsternację i zaskoczenie. Zresztą w filmie, nie tylko te fragmenty budzą kontrowersje, a myślę tu o scenie karmienia i uwodzenia dzieci przez seksualnie pobudzoną Annę Planetę oraz obraz obscenicznego spożywania posiłku. Takie jest właśnie kino Makavajeva i dlatego reżyser po nakręceniu tego filmu musiał opuścić byłą Jugosławię i wyemigrować na Zachód. Jak dla mnie to była prawdziwa przygoda z kinem.

Rozczarowania

Nie zabrakło na festiwalu również najświeższych produkcji, które dotarły do Nas z różnych zakątków świata. Najciekawsze tytuły pojawiły się w sekcji Panorama i filmy konkursowe. Pojawiły się wśród nich również obrazy mniej udane. Takie wrażenie odniosłem oglądając filmu konkursowe, które w tym roku były bardzo słabe. Z niedowierzaniem przyjąłem wiadomość, że konkurs wygrał film „Od czwartku do niedzieli”. Cóż, każdy poszukuje czegoś innego w kinie. Opowieść o „rozpadzie” rodziny najwidoczniej była dla mnie tak „subtelna”, że jej nie uchwyciłem, a w głowie pozostało tylko kilka zgrabnie skonstruowanych scen.

                                                                                                                                              Mekong Hotel
Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się najnowszy film Apichatponga Weerasethakula „Mekong Hotel”, na który czekałem z wielką niecierpliwością. Każde jego poprzednie dzieło porywało mnie w inny świat i pozostawiało po sobie niezapomniane wrażenia, a na samą myśl o tych filmach dostaje gęsiej skórki. Tym razem czegoś zabrakło. Pozostał spory niedosyt. Rozumiem, że Apichatpong zapragnął stworzyć minimalny i krótki esej filmowy, ale właśnie te cechy zaważyły nad tym, że „Mekong Hotel” okazał się zgrabnie zrobionym filmem z nie dającym się zdefiniować słowami brakiem. Ogromna szkoda!Ale tu, przy okazji niespodzianka dla fanów tego reżysera, bo na 13 edycję zapowiedziana  jest retrospektywa jego całej twórczości. Już zacieram ręce! Ostatnim wielkim rozczarowaniem był najnowszy film młodego Kanadyjczyka - Xaviera Dolana. Po świetnym rozpoczęciu nagle zaczął gubić rytm i w ostateczności okazał się bardzo średnim melodramatem z fajerwerkami.

Zachwyty

Nie zabrakło jednak wielkich tytułów i poruszających obrazów. Było ich wiele, ale ja skoncentruję się na tych, które w wyjątkowy sposób zapadły mi w pamięć. Jako pierwszy film chciałbym przywołać dzieło niedocenione przez nowohoryzontową publiczność a mianowicie „Rzeczy niczyje” młodego, bo zaledwie 27-letniego koreańskiego twórcy Kim Kyung-mooka. Akcja tego filmu, dziejąca się we współczesnym Seulu,  składa się  na pozór z nie powiązanych ze sobą dwóch części. W pierwszej poznajemy Jun – nielegalną imigrantkę z Korei Północnej i jej kolegę z pracy, który próbuje pomóc jej uporać się z narzucającym się pracodawcą. W drugiej części filmu śledzimy losy młodego Hyeona, kochanka bogatego i żonatego biznesmana. Zdeterminowana Jun zrobi wszystko, żeby pozostać w Seulu, kosztem utraty swojej godności, natomiast Hyeon zachłyśnięty „łatwym dobrobytem” i przesiadujący całymi dniami w luksusowym apartamencie staje się uprzedmiotowionym więźniem swojego kochanka, który może sobie pozwolić na wszystko. Niewygodne i przymusowe sytuacje życiowe obojga bohaterów stają się główną osią dramatu. Film Kim Kyung-mooka rezygnuje z linearnego i prostego opowiadania, na rzecz statycznych i nasączonych spora dawką emocji obrazów. Kim Kyung-mook łączy kino zaangażowane społecznie z kinem kontemplacyjnym w sposób wyjątkowy i poruszający. Sama konstrukcja filmu może nasuwać wiele interpretacji i rozwiązań, ale nie jest najważniejsze - to kino emocji i obrazów. Wrocławska publiczność nie była jednak do końca przekonana i gotowa na taki obraz. Podczas mocnych scen zbliżeń erotycznych nie wytrzymywały nerwy i ludzie hurtem opuszczali projekcję, co zresztą odbiło się również na wynikach. Wielka szkoda, bo to bardzo dobre kino. Mam cichą nadzieję, że film ten wejdzie jednak do boxu i będzie można jeszcze do niego powrócić.

                                                                                                                                             Rzeczy niczyje
Kolejnym wielkim tytułem okazała się „Miłość” Michaela Hanekego. Opowieść o umieraniu i oswajaniu się ze śmiercią w wykonaniu wybitnego niemieckiego reżysera filmowego i teatralnego to rzecz absolutnie piękna i poruszająca. Reżyser konstruuje historię bez zbędnego patosu.  Mówi o rzeczach ostatecznych w sposób mądry i poruszający. Anne po wylewie zaczyna tracić kondycję, jej stan pogarsza się z każdym dniem, aż do momentu, kiedy zostaje przywiązana do łóżka. Jej mąż z oddaniem i z cierpliwością zaczyna się nią opiekować, do pewnego momentu. Scena snu z wodą na korytarzu do teraz powoduje na mnie gęsią skórkę.

                                                                                                                                                 Holy Motors
Kolejnym ciekawym obrazem okazał się „Holy Motors” Leosa Caraksa. Szalony i surrealistyczny film o tajemniczym mężczyźnie, który w jedną noc wciela się w różne (czasami dziwaczne) role, a następnie odgrywa je na ulicach Paryża. Nie potrzebujemy znać powodów, dlaczego tak robi, po prostu pędzimy wraz z głównym bohaterem białą limuzyną na kolejne zlecenie. W tym całym szaleństwie Caraks przemyca istotne pytania o istotę tego co jest „prawdziwe” a co pozostaje tylko mglistym i ulotnym kamuflażem, przekracza granice umowności  w kinie. Rzecz godna polecenia i niezwykle pasjonująca.                
autor:Mariusz T
                                                                                                                                                          cdn

12 MFF T-Mobile Nowe Horyzonty 19-29.07.2012 Wrocław