Twórczość francuskiego reżysera Sebastiena Lifshitz to przykład
bardziej ambitnego kina gejowskiego. Należy jednak pamiętać, że jest to kino
drugiego obiegu i w tych kategoriach należy je traktować.
Lifshitz w umiejętny sposób łączy
ze sobą akty homoerotycznych uniesień z przejmującymi i zazwyczaj
nostalgicznymi dramatami swoich bohaterów. Jego kino nie sprowadza się do
kategorii bezmyślnych i nastawionych wyłącznie na fetyszyzację męskiego ciała
historyjek z płaską psychologią i trywialną intrygą. Nie zmienia to faktu, że
francuski reżyser urodzony w Paryżu, w czasach rewolucji obyczajowej nie rezygnuje ze swoich fascynacji
męskim pięknem, o czym świadczyć może dobór aktorów. Ukazując młodość i piękno
nie wpada w pułapkę gloryfikowania jedynie ich fizyczności. Tyle samo miejsca
zajmuje mu konstrukcja psychologicznych porterów, niemal zawsze uwikłanych w emocjonalne
i życiowe problemy.
kadr z filmu "Prawie nic"
W filmie „Prawie nic” (Presque rien / 2000) jesteśmy świadkami wewnętrznego
dramatu osiemnastoletniego Mathieu, który wraz z rodziną spędza wakacje nad
morzem. Chłopak naznaczony jest depresją matki, spowodowanej śmiercią swojego
dziecka. Introwertyczny charakter nastolatka nie ułatwia również kontaktu z
siostrą, przechodzącą podobnie jak on burzliwy okres dojrzewania. Podczas
częstych wypadów na plażę, Mathieu nawiązuje kontakt z Cedrikiem i rodzi się między
nimi romans. Dla osiemnastolatka jest to odskocznia od rodzinnych problemów,
moment ugruntowania swojej seksualnej tożsamości. Lifshitz portretując czas
beztroskich chwil spędzanych nad morzem, wspólnych zabaw i wycieczek,
przełamuje je drugim planem czasowym, ukazując już mniej wesołą przyszłość
głównego bohatera- pogrążonego w depresji. Śledząc płomiennie rozwijający się
romans już od początku wiemy, że nie skończy się dobrze.
Tematy wyobcowania i samotności
jeszcze dokładniej rozwinięte zostały w filmie „Wild Side”, który otrzymał w 2004 roku na festiwalu Berlinale
główną nagrodę dla najlepszego pełnometrażowego filmu poświeconego gejom i
lesbijkom. Jest to subtelna i nasączona smutkiem opowieść trójkąta miłosnego
między transseksualną prostytutką Stéphanie, Jamesem - arabskim chłopakiem
świadczącym usługi seksualne i rosyjskim emigrantem, Mikhailem. Każdy z nich
jest społecznym wyrzutkiem, introwertykiem żyjącym na marginesie społeczeństwa.
Podczas licznych retrospektyw poznajemy losy trzech bohaterów. Nie jest – jak
można się domyślać – ambicją Lifshitz poddawanie ich sądom wartościującym. Z
dużą satysfakcją można stwierdzić, że reżyser w umiejętny sposób omija
moralizowanie i oceny ich życiowych wyborów, koncentrując się bardziej na ich
wewnętrznych rozterkach i poszukiwaniach. Ich wspólny związek, wydaje się być
jedynym ( i właściwym ) medium do zrozumienia, obdarzenia się czułością i
namiętnością.
Podobnie jak w poprzednim filmie,
francuski reżyser przywołuje motyw relacji z matką i śmierci ojca.
Być może są to autobiograficzne wątki z życia reżysera, które w pośredni sposób
przekazywane są filmowym postaciom. Należy zwrócić uwagę, że są oni intensywnie
uwikłani w swoją przeszłość i zdarzenia mające tam miejsce. To one wpływają –
jak sugeruje nam Lifshitz - na kształt ich osobowości. Liczne retrospekcje
uzupełniają informacje o życiu bohaterów i umożliwiają zrozumienie ich położenia. Są oni w stanie
wiecznej podróży, poszukiwania miejsca, w którym odnajdą wyczekiwane szczęście.
Motyw podróży można oczytać na dwa
sposoby; w sensie dosłownym i egzystencjalnym. W pierwszym przypadku staje się
on nieodłącznym elementem gatunkowym kina drogi. Najlepiej widać to w ostatnim
fabularnym kinie Lifshitz - „Na południe”
(Plein Sud / 2009) prezentowanym podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego, w
którym główny bohater przemierzając Francję nawiązuje nowe znajomości z
autostopowiczami. Podczas wędrówki wytwarzają się zażyłe relacje, dzięki którym
kierowca powraca we wspomnieniach do swojej przeszłości, a sam film wpisuje się
w nurt kina drogi. Omawiając wspominany gatunek, Adam Ważyński podkreśla, że „Filmy drogi opowiadają o wolności jako sile
napędowej wędrówki. Może jednak jeszcze więcej mówią o tym, ile znaczeń kryje się pod słowem
„wolność”, jak wiele ma ona odcieni i na jak różne sposoby droga służy jej
urzeczywistnieniu”*. Czy nie jest tak w przypadku bohaterów kina Lifshitza,
którzy poszukują metaforycznej wolności w odniesieniu do życia jakie prowadzą
lub tego, co ono im narzuca ? W tym kontekście możemy mówić o motywie podróży w
znaczeniu egzystencjalnym. Mathieu przemierza burzliwą drogę dojrzewania, na
końcu której ma się stać mężczyzną. Jego wędrówkę odczytać można jako zdobywanie
doświadczenia, branie odpowiedzialności za podjęte decyzje. Płomienny romans
kończy się równie szybko jak zaczął, a wrażliwy młodzieniec w samotności
przechodzi szkołę życia. Jego metamorfozy widoczne są w ostatnich scenach
filmu. Transseksualna Stéphanie po powrocie do domu i czasie spędzonym na
rozmowach ze swoją chora matką, powraca do wspomnień, analizuje swoją
tożsamość. Jesteśmy świadkami jak będąc jeszcze chłopcem odkrywa w sobie prawdziwe
oblicze.
Atmosfera gęstej erotyki i kultu
młodości łączy się w filmach francuskiego reżysera z refleksją nad ludzką
kondycją. Jego obrazy przesiąknięte są smutkiem i nostalgią. Lifshitz
konsekwentnie i uporczywie wraca do tych samych tematów, które musiały, jak się
domyślam, odcisnąć mocne piętno na jego życiu. Ciągle powracanie do tych samych
wątków, karze się zastanowić, czy nie traktuje kina jako swoistej autoterapii? Jeżeli
tak jest, to kiedy nastąpią oczekiwane rezultaty? Obawiam się, że następny film
z tymi samymi akcentami może już być po prostu śmieszny. Na szczęście reżyser
zrobił sobie przerwę z fabułami i nakręcił film dokumentalny „Les Invisibles”, za który otrzymał w
2012 roku nominację do nagrody Cezar.
* Adam Ważyński „Film drogi”, Iluzjon 39-40 / 1990,
str. 13.
autor tekstu: Mariusz T.