Współczesność, ze swoimi mrzonkami,
konotacjami i dezorientacją – przybiera nieczytelny horyzont, na którym
widoczne są różne pęknięcia. To one ostatecznie składają się na mniej lub
bardziej pesymistyczny obraz teraźniejszości. Fantasmagorie ekonomii naruszają
i podważają dotychczasowy porządek społeczny, ideologiczne modele próbują wabić
radykalnymi hasłami, polityka na usługach kapitału doprowadza do podziałów i
krańcowych postaw. Nowoczesność w wydaniu kapitalistycznym tworzy nowy kodeks
praw i modeli zachowań, staje się czarą w której kotłują się odległe wartości,
interesy – co nie pozostaje bez wpływu na sposób życia i funkcjonowania
społeczeństw. Ten krajobraz wyczerpania
najsilniej penetruje kino azjatyckie, na czele z jednym z najbardziej obecnie
charakterystycznych i radykalnych twórców tego kina – Tsai Ming-liangiem. Reżyser
„Nie chce spać sam” jak mało który obserwator rzeczywistości potrafi przywołać
atmosferę ponowoczesnych czasów i ludzi dla których te czasy okazały się
bezlitosne.
W tym roku podczas festiwalu w
Wenecji Tsai Ming-liang otrzymał prestiżowe wyróżnienie – Wielką Nagrodę Jury
70 MFF za swój najnowszy film „ Jiao You” ( polskie tłumaczenie „Bezpańskie psy”
). Jak donoszą informacje ze światowych portali filmowych, to jego ostatni film
w karierze. Wszyscy miłośnicy jego kontemplacyjnego stylu z pewnością zasmuceni
są tą wieścią i po cichu liczą, że jednak to postanowienie nie zostanie
zrealizowane. Póki co oczekujemy nagrodzonego filmu na polskich ekranach i jak się
domyślam, nie szybko będzie można przekonać się jak wygląda „ostatnie” dzieło
jednego z najbardziej charakterystycznych twórców filmowych ostatnich lat.
Tymczasem
chciałbym przypomnieć jeden z ostatnich filmów filmów Tsaia – „Nie chce spać
sam” z 2006 roku. Jest to historia trójki bohaterów poszukujących bliskości –
tak w skrócie można streścić fabułę – jednak pozostawienie takiego opisu, byłoby
ogromnym gwałtem na tym pięknym obrazie. Film rozpoczynają sceny, w których bezrobotny
emigrant Hsiao-kang (Lee Kang-sheng) poszukując zatrudnienia zostaje pobity
przez ulicznego cwaniaczka wyłudzającego pieniądze od biednych mieszkańców Tajpai.
Już w pierwszych scenach uwidacznia się pejzaż ubóstwa i wyzysku na który
skazani są ci, którym nie był pisany awans społeczny. Pobitego Hsiao-kanga
przygarniają robotnicy a jedne z nich,
Rewang (Norman Atun) postanawia zaopiekować się ciężko pobitym chłopakiem.
Długie ujęcia opieki, podczas których nie zostaje pominięty najdrobniejszy
szczegół pozwalają dostrzec jak robotnik z każdą chwilą zbliża się emocjonalnie
do Hsiao-kanga. I choć z ekranu nie padają wylewne, lub choćby dwuznaczne
deklaracje miłości, w zasadzie nie ma żadnych dialogów, jesteśmy światkami
milczącego rytuału miłosnego zbliżenia jednego z bohaterów. W tym samym czasie
poznajemy Chyi (Chen Shiang-chyi) opiekującą się sparaliżowanym mężczyzną (Lee
Kang-sheng w podwójnej roli). Kiedy Hsiao-kang dochodzi do zdrowia zaczyna włóczyć
się po okolicy, poznając Chyi i od pierwszych chwil czując do niej coś więcej niż
zwykłą sympatię. Wszyscy osamotnieni bohaterowie Tsai Ming-lianga poruszają się
po zatłoczonym mieście jak po labiryncie swoich zagubionych uczuć i pragnień. Każdy
z nich poszukuje bliskości i po omacku stara się rozpoznać kontury pożądanego a zarazem zdeformowanego w „ich”
świecie uczucia. Kresem ich poszukiwań będzie jedna z najpiękniejszych scen
jakie widziałem w kinie. Zanim jednak to nastąpi będziemy świadkami wielu prób
i źle odczytanych, niepewnych prób zbliżenia się.
Charakterystyczną cechą
twórczości tajwańskiego reżysera jest osadzenie bohaterów w miejscach
opuszczonych przez świat. Są to miejsca nacechowane nostalgią, zapomniane przez
dominujące i poruszające się z prędkością do przodu życie. Czas się w nich zatrzymał.
Wyrzuceni poza nawias społeczeństwa bohaterowie „Nie chce spać sam” są na nie
skazani. Oni również żyją jakby poza czasem, poruszają się w nich w zwolnionym
tempie. Kiedy Rewang udziela schronienia pobitemu chłopakowi, obaj nocują na
zużytym materacu znalezionym na ulicy. Materac w filmie Tsai Ming-lianga pełni
symbol niespełnionej i prawie niemożliwej (do czasu) bliskości. To na nim
dochodzi do prób zbliżenia się do drugiego człowieka. Kiedy Rewang leży koło śpiącego
Hsiao-kanga czule na niego spogląda ale nie ma odwagi wykonać żadnego ruchu.
Kiedy dochodzi do spotkania Hsiao-kanga i Chyi w opuszczonym budynku gdzie
został przeniesiony materac, w powietrzu unosi się smog z płonących
indonezyjskich lasów, uniemożliwiający ostateczne zbliżenie.
Ten niezwykle wzruszający i
wyciszony film nie jest jednak przeznaczony dla miłośników szybkiego kina. Ironicznie,
sposób robienia filmów Tsai Ming-lianga nazywa się „kinem nudy”, ale jak
podkreśla sam reżyser, skoncentrowanie się jedynie na opowiedzeniu historii nie
jest dla niego nadrzędne:
„Nie pamiętam już dokładnie, ale
kiedyś powiedziałem, że mam nadzieję, iż moje podejście do robienia filmów
przypomina malowanie obrazów. Co stoi w opozycji do dominującego podejścia,
które traktuje tworzenie filmu jak opowiadanie historii. Wielu ludziom się wydaje,
ze to właśnie opowieść napędza film, stąd konwencjonalny film to właśnie jakaś
historia. Dla mnie tym czymś jest jednak obraz..”. *
Dla polskiego widza twórczość
Tsai Ming-lianga nadal jest mało znana. Całość można było zobaczyć podczas dziewiątej
edycji MFF Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Coraz liczniejsze są natomiast publikacje poświęcone tajwańskiemu reżyserowi, co świadczy o sporym zainteresowaniu. Najnowsza publikacja to projekt Sławomira Wasińskiego - "Buntownik neonowego boga. O kinowej i telewizyjnej twórczości Tsai Ming-lianga", która ukazała się kilka tygodni temu, nakładem Nomos.
Wcześniejsza książka ukazała przy okazji wspomnianej retrospektywie we Wrocławiu. "Nie chce spać sam. Kino Tsai Ming-lianga" pod redakcją Pauliny Kwiatkowskiej i Kuby Mikurdy. Obie w ciekawy sposób opisują i mierzą sie z niełatwą twórczością azjatyckiego mistrza. Obie godne polecenia :)
* Przywołany cytat pochodzi z książki "Nie chce spać sam. Kino Tsai Ming-lianga"
autor: Mariusz T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz