czwartek, 21 lutego 2013

Kino Sébastiena Lifshitz

Twórczość francuskiego reżysera Sebastiena Lifshitz to przykład bardziej ambitnego kina gejowskiego. Należy jednak pamiętać, że jest to kino drugiego obiegu i w tych kategoriach należy je traktować.

Lifshitz w umiejętny sposób łączy ze sobą akty homoerotycznych uniesień z przejmującymi i zazwyczaj nostalgicznymi dramatami swoich bohaterów. Jego kino nie sprowadza się do kategorii bezmyślnych i nastawionych wyłącznie na fetyszyzację męskiego ciała historyjek z płaską psychologią i trywialną intrygą. Nie zmienia to faktu, że francuski reżyser urodzony w Paryżu, w czasach rewolucji obyczajowej nie rezygnuje ze swoich fascynacji męskim pięknem, o czym świadczyć może dobór aktorów. Ukazując młodość i piękno nie wpada w pułapkę gloryfikowania jedynie ich fizyczności. Tyle samo miejsca zajmuje mu konstrukcja psychologicznych porterów, niemal zawsze uwikłanych w emocjonalne i życiowe problemy.
kadr z filmu "Prawie nic" 

W filmie „Prawie nic” (Presque rien / 2000) jesteśmy świadkami wewnętrznego dramatu osiemnastoletniego Mathieu, który wraz z rodziną spędza wakacje nad morzem. Chłopak naznaczony jest depresją matki, spowodowanej śmiercią swojego dziecka. Introwertyczny charakter nastolatka nie ułatwia również kontaktu z siostrą, przechodzącą podobnie jak on burzliwy okres dojrzewania. Podczas częstych wypadów na plażę, Mathieu nawiązuje kontakt z Cedrikiem i rodzi się między nimi romans. Dla osiemnastolatka jest to odskocznia od rodzinnych problemów, moment ugruntowania swojej seksualnej tożsamości. Lifshitz portretując czas beztroskich chwil spędzanych nad morzem, wspólnych zabaw i wycieczek, przełamuje je drugim planem czasowym, ukazując już mniej wesołą przyszłość głównego bohatera- pogrążonego w depresji. Śledząc płomiennie rozwijający się romans już od początku wiemy, że nie skończy się dobrze.

Tematy wyobcowania i samotności jeszcze dokładniej rozwinięte zostały w filmie „Wild Side”, który otrzymał w 2004 roku na festiwalu Berlinale główną nagrodę dla najlepszego pełnometrażowego filmu poświeconego gejom i lesbijkom. Jest to subtelna i nasączona smutkiem opowieść trójkąta miłosnego między transseksualną prostytutką Stéphanie, Jamesem - arabskim chłopakiem świadczącym usługi seksualne i rosyjskim emigrantem, Mikhailem. Każdy z nich jest społecznym wyrzutkiem, introwertykiem żyjącym na marginesie społeczeństwa. Podczas licznych retrospektyw poznajemy losy trzech bohaterów. Nie jest – jak można się domyślać – ambicją Lifshitz poddawanie ich sądom wartościującym. Z dużą satysfakcją można stwierdzić, że reżyser w umiejętny sposób omija moralizowanie i oceny ich życiowych wyborów, koncentrując się bardziej na ich wewnętrznych rozterkach i poszukiwaniach. Ich wspólny związek, wydaje się być jedynym ( i właściwym ) medium do zrozumienia, obdarzenia się czułością i namiętnością. 

Podobnie jak w poprzednim filmie, francuski reżyser  przywołuje motyw relacji z matką i śmierci ojca. Być może są to autobiograficzne wątki z życia reżysera, które w pośredni sposób przekazywane są filmowym postaciom. Należy zwrócić uwagę, że są oni intensywnie uwikłani w swoją przeszłość i zdarzenia mające tam miejsce. To one wpływają – jak sugeruje nam Lifshitz - na kształt ich osobowości. Liczne retrospekcje uzupełniają informacje o życiu bohaterów i umożliwiają  zrozumienie ich położenia. Są oni w stanie wiecznej podróży, poszukiwania miejsca, w którym odnajdą wyczekiwane szczęście. Motyw podróży można oczytać na dwa sposoby; w sensie dosłownym i egzystencjalnym. W pierwszym przypadku staje się on nieodłącznym elementem gatunkowym kina drogi. Najlepiej widać to w ostatnim fabularnym kinie Lifshitz - „Na południe” (Plein Sud / 2009) prezentowanym podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego, w którym główny bohater przemierzając Francję nawiązuje nowe znajomości z autostopowiczami. Podczas wędrówki wytwarzają się zażyłe relacje, dzięki którym kierowca powraca we wspomnieniach do swojej przeszłości, a sam film wpisuje się w nurt kina drogi. Omawiając wspominany gatunek, Adam Ważyński podkreśla, że „Filmy drogi opowiadają o wolności jako sile napędowej wędrówki. Może jednak jeszcze więcej mówią  o tym, ile znaczeń kryje się pod słowem „wolność”, jak wiele ma ona odcieni i na jak różne sposoby droga służy jej urzeczywistnieniu”*. Czy nie jest tak w przypadku bohaterów kina Lifshitza, którzy poszukują metaforycznej wolności w odniesieniu do życia jakie prowadzą lub tego, co ono im narzuca ? W tym kontekście możemy mówić o motywie podróży w znaczeniu egzystencjalnym. Mathieu przemierza burzliwą drogę dojrzewania, na końcu której ma się stać mężczyzną. Jego wędrówkę odczytać można jako zdobywanie doświadczenia, branie odpowiedzialności za podjęte decyzje. Płomienny romans kończy się równie szybko jak zaczął, a wrażliwy młodzieniec w samotności przechodzi szkołę życia. Jego metamorfozy widoczne są w ostatnich scenach filmu. Transseksualna Stéphanie po powrocie do domu i czasie spędzonym na rozmowach ze swoją chora matką, powraca do wspomnień, analizuje swoją tożsamość. Jesteśmy świadkami jak będąc jeszcze chłopcem odkrywa w sobie prawdziwe oblicze.

Atmosfera gęstej erotyki i kultu młodości łączy się w filmach francuskiego reżysera z refleksją nad ludzką kondycją. Jego obrazy przesiąknięte są smutkiem i nostalgią. Lifshitz konsekwentnie i uporczywie wraca do tych samych tematów, które musiały, jak się domyślam, odcisnąć mocne piętno na jego życiu. Ciągle powracanie do tych samych wątków, karze się zastanowić, czy nie traktuje kina jako swoistej autoterapii? Jeżeli tak jest, to kiedy nastąpią oczekiwane rezultaty? Obawiam się, że następny film z tymi samymi akcentami może już być po prostu śmieszny. Na szczęście reżyser zrobił sobie przerwę z fabułami i nakręcił film dokumentalny „Les Invisibles”, za który otrzymał w 2012 roku nominację do nagrody Cezar.

* Adam Ważyński „Film drogi”, Iluzjon 39-40 / 1990, str. 13. 
autor tekstu: Mariusz T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz